SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Recenzje kinowe: Przetrzymać tę miłość, Kto nigdy nie żył...

W skali od jednej do sześciu gwiazdek ocenia Robert Patoleta.

PRZETRZYMAĆ TĘ MIŁOŚĆ ****

Kpina z miłości czy splot nieprawdopodobnych zdarzeń układający się w jedno wielkie złudzenie? Z pewnością jeden z najbardziej niekonwencjonalnych thrillerów ostatnich miesięcy.

Joe (Daniel Craig) wraz ze swoją dziewczyną Claire (Samantha Morton) zabierają się do otwarcia butelki wina podczas pikniku na łące za miastem. W pewnej chwili spostrzegają balon z chłopcem, którego chce ratować starszy jegomość. Joe, a wraz z nim kilku innych mężczyzn znajdujących się nieopodal, próbuje przytrzymać ten powietrzny pojazd. Jednak nagły podmuch wiatru unosi balon wraz z mężczyznami w górę. Balon wzbija się w powietrze wraz z jednym z ratujących, który kurczowo trzyma się kosza. W końcu mężczyzna spada na ziemię i ginie. Joe przez następne dni rozpamiętuje to dziwne zdarzenie. Zaczyna nachodzić go jeden z mężczyzn (Rhys Ifans) uczestniczących w zdarzeniu. Joe nie potrafi uwolnić się od natręta, który twierdzi, że obaj należą do siebie. W dodatku stosunki z Claire stają się coraz gorsze.

Film kończy się tak samo purenonsensowo, jak się zaczyna. Może twórcy „Przetrzymać tę miłość” przeczytali za dużo Freuda? Zagadkowość filmu wydaje się bowiem być przenośnią. Balon to metafora niepoukładanego życia. Może Joe bierze na siebie zbyt dużą odpowiedzialność – poświęca się przecież karierze naukowej starając się utrzymać udany związek z dziewczyną. Być może to go przerasta, dlatego podświadomie zamierza jak najdalej uciec. Nie wierzy w miłość, lecz określając uczucie jako czystą biologię, paradoksalnie szuka jej mocno i desperacko. Może nachodzący go facet to jego własne alter ego?

W jednej z ostatnich scen dostajemy wskazówkę. Zazdrosna żona mężczyzny, który zginął odrywając się od balonu, podejrzewa męża o zdradę, co okazuje się to nieprawdą. Czyżby zatem wszystko co przeżył Joe było tylko złudzeniem i wytworem wyobraźni rozkołatanego umysłu? Domysły można snuć. Z pewnością w pamięci widzów pozostanie jedna scena w której Daniel Craig, przyszły James Bond, całuje się z mężczyzną. Cóż, czasy ekranowych macho odeszły w siną dal.


KTO NIGDY NIE ŻYŁ… **1/2

Mało przejmujące losy księdza chorego na AIDS.

Jan (Michał Żebrowski), młody kapłan, pomaga nastoletnim narkomanom. Jego społeczna misja nie podoba się zwierzchnikom. Biskup nakazuje mu wyjazd do Rzymu. Jan dowiaduje się jednak, że ma AIDS. Chorobą zaraził się prawdopodobnie podczas misji w Afryce. Chcąc odizolować się od świata, przybywa do klasztoru położonego wśród łąk i pól. Tam cierpi, rozmyśla i hoduje warzywa. W końcu porzuca odosobnienie i udaje się w pieszą wędrówkę podczas której poznaje trójkę młodych ludzi. Wśród nich jest piękna, acz nieszczęśliwa Marta (Joanna Sydor), która zaczyna darzyć go uczuciem nie wiedząc, że ten jest księdzem.

Reżyserski debiut Andrzeja Seweryna reklamowany jako „film pokolenia JPII” nie wzbudza entuzjazmu, bo jest zwyczajnie nudny. Odstaje od rzeczywistości, bo został zbudowany z samych schematów. Mamy więc wysoko postawionych kościelnych hierarchów, których brzydzi młodzież uzależniona od dragów. Mamy „porządną” mamusię księdza i jej wyniosłe towarzystwo reprezentujące ortodoksyjny katolicyzm w którym liczą się zasady, a nie dobro człowieka. Do zestawu stereotypów należą wypowiedzi w których błędnie stawia się w jednym szeregu homoseksualisty, narkomana i chorego na AIDS. Jest wreszcie klasztor w którym co prawda plotkuje się, ale gwoli poprawności politycznej, jest to idealna ostoja spokoju i odpoczynku. Tam, pod okiem wyrozumiałego przeora (Piotr Szczepanik) Jan zbierając pietruszkę ma pod dostatkiem czasu na egzystencjalne męki.

Z tego wszystkiego najbardziej irytuje odrealniona końcówka filmu, a zwłaszcza dwie sceny w której kapłan ujawnia swoją tożsamość. Najpierw wyznaje, że jest księdzem Marcie w chwili wspólnych namiętnych uniesień. Zaraz potem dowiadują się o tym towarzysze kobiety, którzy reagują na ten fakt, jakby zamiast księdza obcowali z istotą z innej planety.

Z pewnością twórcy filmu słyszeli, że biją dzwony, ale nie wiedzieli w którym kościele. Andrzej Seweryn przyznał zresztą, że na planie tylko „grał” reżysera. To niestety da się odczuć, bo skądinąd świetny aktor po drugiej stronie kamery popełnił te same błędy, co inni tegoroczni debiutanci o wiele przecież od niego młodsi. Poza litanią schematów i nieprawdziwością realiów, postać księdza nie jest ani silna, ani słaba, jest po prostu nijaka. I taki jest cały ten film, który nie zajmuje, lecz najzwyczajniej nudzi. Znacznie bardziej intrygujący był prowokacyjny „Ksiądz” irlandzkiej reżyserki Antonii Bird sprzed 11 lat.

Dołącz do dyskusji: Recenzje kinowe: Przetrzymać tę miłość, Kto nigdy nie żył...

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl