SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Jak działa i ile kosztuje rosyjska propaganda? "Wrzucać tematy, które dzielą ludzi"

Putinowska propaganda sączy się nie tylko w państwowych mediach nadających w Rosji, ale też poza jej granicami. Taką rolę spełnia m.in. telewizja RT. - Podważa zaufanie do instytucji demokratycznych, przedstawia wybiórczo fakty, swój przekaz uwiarygadnia poprzez zapraszanie do dyskusji lokalnych ekspertów czy działaczy politycznych, którzy popierają antyliberalną narrację - mówi nam Katarzyna Chawryło z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Władimir Jeranosjan, rosyjski kapitan rezerwy, od dwóch dni jest bohaterem mediów społecznościowych. Czym sobie na to zasłużył? Odważył się w rosyjskiej państwowej telewizji powiedzieć o ginących na wojnie w Ukrainie żołnierzach. Zdziwieni musieli być przede wszystkim widzowie kanału Zvezda, na antenie którego wystąpił Jeranosjan. Raczej nie są przyzwyczajeni do takich występów. Stację uruchomiło rosyjskie Ministerstwo Obrony. Kanał jest oskarżany o manipulacje i przekłamywanie historii. Tym razem było tak: wojskowy chciał oddać hołd rosyjskim żołnierzom poległym w Ukrainie. Powstrzymał go prowadzący program, który wpadł w furię.

- W Ukrainie są ludzie z bojowym doświadczeniem. Przeszli przez Afganistan, wojnę w Czeczeni, Donbas. Tam w rzeczywistości nasi chłopcy, a także donieccy i ługańscy oraz z sił specjalnych, teraz giną. A nasz kraj napad... - tu kapitan rezerwy zrobił pauzę, bo pewnie zdał sobie sprawę, że użył niewłaściwego słowa. Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo wtrącił się natychmiast prowadzący: - Nie, nie, nie! Przestań! Nie chcę tego słuchać!

- Oni tam giną, wszyscy równo - próbował kontynuować Jeranosjan.

- Stop! - krzyczał gospodarz programu.

- Oni umierają. Poczekaj - starał się powiedzieć wojskowy.

- Co? Nie możesz przestać? - denerwował się prowadzący.

Władimir Jeranosjan powiedział, że chce oddać cześć pamięci żołnierzy rosyjskich, którzy zginęli w Ukrainie. - Co ty robisz? - krzyczał dalej pracownik Zvezdy.

- Chcę po prostu, żebyśmy teraz wstali i uczcili minutą ciszy naszych chłopców, którzy tam walczą za Rosję i za Donbas - powiedział kapitan rezerwy.

- Powiem wam, co nasze dzieci tam robią! Zabijają faszystowskie gady! To triumf rosyjskiej armii! To odrodzenie Rosji! - wykrzykiwał w studiu prowadzący program.

Nagranie z tym fragmentem programu podbija sieć. To dowód na to, jak dziś wyglądają media w Rosji. Ostatnie niezależne kanały przestały nadawać. Te, które mogą oglądać Rosjanie, są kontrolowane przez Kreml. A narracja w programach ma być zgodna z państwową propagandą. W Rosji zabrania się mówić i pisać dziennikarzom o "wojnie" w Ukrainie. Władze suflują inne określenie: "specjalna operacja wojskowa".

Telewizyjne seanse nienawiści wobec wrogów Rosji

Katarzyna Chawryło z Ośrodka Studiów Wschodnich przyznaje, że rosyjska propaganda dziś sączy się zwłaszcza z telewizji. - Obecnie wszystkie główne kanały telewizyjne są pod kontrolą państwa. Ich siła oddziaływania jest ogromna - mówi ekspertka. Dodaje, że według badań socjologicznych telewizja jest głównym źródłem informacji dla Rosjan oraz instrumentem formowania ich nastrojów i przekonań. - Stąd obywatele czerpią wiedzę o wydarzeniach społeczno-politycznych w kraju i na świecie. Jedynie ci bardziej zdeterminowani, którzy chcą poszerzać swoje pole, szukają informacji w internecie - zauważa Chawryło.

Nasza rozmówczyni wymienia m.in. Pierwyj kanał, Rossija 1, Rossija 24 i NTV jako główne instrumenty rosyjskiej propagandy. - Poza wiadomościami serwują one odbiorcom programy quasi-publicystyczne, do których zapraszani są goście komentujący bieżące wydarzenia polityczne. To grono ekspertów, dziennikarzy i działaczy politycznych, którzy przewijają się w różnych programach i prezentują kremlowski punkt widzenia. Różnice w ich poglądach są symboliczne - mówi analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich.

Wymienia głównych telewizyjnych propagandzistów, którzy dziś są objęci sankcjami za swój "medialny" udział w wojnie z Ukrainą: Olga Skabiejewa i Jewgienij Popow (małżeństwo) prowadzący program "60 minut", Władimir Sołowiow, gospodarz programu "Wieczór z Władimirem Sołowiowem" oraz Dmitrij Kisielow, szef agencji medialnej Rossija Siegodnia, który w niedzielę prowadzi podsumowujący tydzień program "Wiadomości tygodnia". - Te programy tłumaczą Rosjanom, jak mają interpretować wydarzenia w kraju i często przeradzają się w seanse nienawiści wobec wrogów Rosji - mówi Katarzyna Chawryło.

Ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich dodaje, że agencje informacyjne, takie jak TASS czy Interfax, są również kontrolowane przez państwo. - Na poziomie formułowania przekazów widać, zwłaszcza teraz, że w jakimś stopniu odzwierciedlają one kremlowską narrację. Są to jednak agencje, publikują zatem głównie depesze informacyjne, faktografię, bez komentarza lub z minimalnym komentarzem. Ideologia i interpretacja pojawia się w programach telewizyjnych, radiowych czy w prasie - wyjaśnia nasza rozmówczyni.

Dużo szkód wyrządzają rosyjskie stacje telewizyjne działające za granicą. Dlatego Katarzyna Chawryło do grona propagandowych mediów Putina dolicza agencję RT (dawniej Russia Today). - Telewizja RT nadaje w różnych językach. Podważa zaufanie do instytucji demokratycznych, przedstawia wybiórczo fakty, swój przekaz uwiarygadnia poprzez zapraszanie do dyskusji lokalnych ekspertów czy działaczy politycznych, którzy popierają antyliberalną narrację i mają krytyczne poglądy wobec władz w swoim kraju. Głównym celem rosyjskich mediów działających poza granicami Rosji, jak RT czy Sputnik, jest rozbijanie jedności Zachodu i to niestety w ostatnich latach się udawało - ocenia analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich.

Całkowita cenzura w rosyjskich mediach

Po tym, jak władze Rosji na początku marca doprowadziły do zamknięcia radia Echo Moskwy i zawieszenia telewizji Dożd komentujących w sposób obiektywny wojnę z Ukrainą, z krajobrazu medialnego zniknęli ostatni niezależni pod względem przekazu nadawcy mający jakikolwiek wpływ na opinię publiczną. - Na poziomie federalnym nie ma już takich mediów - przyznaje ekspertka. - Część liberalnych mediów kontynuuje działanie, ale zrezygnowały z informowania o sytuacji w Ukrainie, mając na uwadze surowe przepisy karzące za mówienie prawdy o wojnie, które wprowadzono kilka dni temu w Rosji.

Nasza rozmówczyni przypomina, że nawet 15 lat więzienia grozi teraz za podawanie tzw. fake newsów. A za takie - w opinii Kremla - można uznać te zawierające stwierdzenia, że na Ukrainie Rosja prowadzi wojnę albo wszystkie hasła nawołujące do pokoju. Jest jeszcze jeden zapis wprowadzony przez Rozkomnadzor, czyli rosyjski regulator mediów i internetu. Zgodnie z nim omawiając wydarzenia w Ukrainie dotyczące aktywności rosyjskich sił zbrojnych, należy powoływać się tylko na oficjalne źródła, czyli administrację Władimira Putina albo Ministerstwo Obrony, które podaje dane o stratach i postępach swoich wojsk.

- Te przepisy stwarzają duże ryzyko dla mediów, które chciałyby obiektywnie opisywać temat wojny. Dlatego rada dyrektorów Echa Moskwy podjęła decyzję o likwidacji stacji i jej strony internetowej, a telewizja Dożd sama zawiesiła działalność. Obaj nadawcy wolą nie ryzykować wysokich kar. Wielu redaktorów, w tym część członków redakcji telewizji Dożd, wyjechało z Rosji za granicę w obawie o swoje bezpieczeństwo. Informowali, że dostawali pogróżki - przyznaje Katarzyna Chawryło. - Niestety możemy już mówić w Rosji o całkowitej cenzurze w mediach i próbach wprowadzenia blokady informacyjnej na tamtejsze społeczeństwo. Ostatnim nie w pełni opanowanym przez Kreml źródłem informacji są media społecznościowe. Władze Rosji podejmują działania, by blokować zachodnie sieci społecznościowe i komunikatory. Na razie społeczeństwo jakoś sobie z tym radzi, wykorzystując choćby VPN-y czy przenosząc się do komunikatora Telegram. Ten popularny w Rosji kanał komunikacji jest uznawany za znajdujący się poza kontrolą Kremla. Nie wiemy jednak, czy tak jest.

Nasza rozmówczyni przypomina, że już wcześniej dochodziło do spięć między Pawłem Durowem, właścicielem i twórcą Telegramu (a także najpopularniejszej w Rosji sieci społecznościowej Vkontakte, nazywanej też "rosyjskim Facebookiem") a rosyjskimi władzami. - Na skutek wrogiego przejęcia Durowa pozbawiono udziałów w stworzonej przez niego sieci Vkontakte. Przez kilka lat władze próbowały blokować w Rosji Telegram, w końcu ograniczenia zdjęto. 6 marca rosyjskie Ministerstwo Cyfryzacji zaleciło wręcz, by tamtejsze instytucje założyły konta na tym komunikatorze, by móc tam przedstawiać swój punkt widzenia - dodaje analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich.

Natomiast popularne na Zachodzie media społecznościowe blokują dystrybucję rosyjskich mediów państwowych propagujących narrację Kremla. Tak zrobiły należący do Google'a serwis YouTube oraz koncern Meta. Również Twitter zdjął ze swojej platformy profile kontrolowanych przez państwo rosyjskich serwisów Sputnik i Russia Today (oba podmioty dotknęły też unijne sankcje).

Ile kosztuje rosyjska propaganda?

Katarzyna Chawryło podkreśla, że bardzo trudno jest oszacować koszty rosyjskiej propagandy. - Dysponujemy pewnymi oficjalnymi danymi o tym, jakie środki z budżetu państwa Kreml przekazuje na finansowanie mediów, ale brakuje szczegółowych informacji z rozbiciem kwot na poszczególne redakcje. Z kolei podmioty działające w tej sferze nie upubliczniają rozliczeń finansowych, tak jak to robią zachodnie media, choćby BBC. Trudno więc jednoznacznie określić skalę finansowania. Zdarzało się, że poszczególne osoby z kierownictwa telewizji Russia Today czy agencji Rossija Siegodnia podawały dane, ale bywały one niespójne i trudne do zweryfikowania. Niemal pewne jest, że poza oficjalnymi źródłami finansowania, pieniądze na utrzymanie mediów dorzucają oligarchowie - mówi ekspertka.

- Według budżetu na 2022 r. dotacje dla mediów, w tym głównych kanałów telewizyjnych i agencji, to ok. 115 mld rubli, czyli ok. 1,5 mld dolarów (według kursu założonego w budżecie). Russia Today miała dostać w tym roku prawie 29 mld rubli - wylicza Katarzyna Chawryło. I podkreśla, że wydatki przeznaczane przez Kreml na media z roku na rok są coraz wyższe.

Farmy trolli mają za zadanie dzielić ludzi

Kreml w ostatnich latach skierował część swoich środków na to, by moderować dyskusje na platformach społecznościowych w Rosji. Do grona rozsiewców rosyjskiej propagandy zalicza się także tzw. farmy trolli. Ta najbardziej znana działa od 2013 r. w Petersburgu. To Agencja Badań Internetowych. Jej właścicielem jest Jewgienij Prigożin, bliski współpracownik Władimira Putina. O farmie trolli zrobiło się głośno po tym, gdy Stany Zjednoczone ujawniły, że Rosjanie próbowali wpłynąć na kampanię i wynik wyborów prezydenckich w USA w 2016 r., gdy zwyciężył w nich Donald Trump. Wówczas świat obiegła informacja, że Rosjanie w sposób kompleksowy narzucają w sieci swoją narrację, ale też rozprzestrzeniają kłamliwe informacje. - Zadanie trolli to tworzyć podziały w społeczeństwach zachodnich, wrzucać do dyskusji kontrowersyjne tematy, które dzielą ludzi i podważają zaufanie do państwa - zauważa Chawryło.

Jak dodaje, działania farm trolli są skierowane przede wszystkim na zewnątrz Rosji. Trudno zweryfikować skalę ich aktywności w mediach społecznościowych w samej Rosji. - Akurat o trollach z Olgino zrobiło się głośno w świecie, ale należy założyć, że agencji zajmujących się tworzeniem prokremlowskiej narracji jest znacznie więcej niż ta z Petersburga. Były przypadki dziennikarskich śledztw, gdy dziennikarze opozycyjnych mediów zatrudniali się w takich miejscach, by opisać, na czym polega praca w agencji. Zespół, w tym ludzie znający języki obce, włączał się w dyskusje na lokalnych forach w różnych krajach za pomocą fałszywych kont, robiąc wpisy według schematów na określone z góry tematy, stosując wskazane tezy i argumenty - mówi Katarzyna Chawryło.

Jak się nieoficjalnie szacuje, miesięczny budżet Agencji Badań Internetowych wynosi nawet 1 mln euro.

Rosjanie nie wiedzą, po co ta wojna

- Można stwierdzić, że w sferze wojny informacyjnej z Ukrainą Rosja przegrywa - ocenia Katarzyna Chawryło, która uważnie śledzi to, jak media rosyjskie relacjonują wydarzenia od początku inwazji Putina na Ukrainę. - Rosyjska propaganda zatrzymała się na pierwszym dniu konfliktu, podnoszone są te same tezy, pokazywane te same ujęcia, fakty przedstawia się wybiórczo. Konsekwentnie podtrzymywane jest przekonanie, że Rosja wcale nie prowadzi wojny, społeczeństwo jest dezinformowane. Narracja jest w znacznym stopniu reakcyjna wobec doniesień strony ukraińskiej. Dużo energii w rosyjskich mediach poświęca się na to, by obalać rzekome ukraińskie fake newsy. Dziennikarze żalą się, że padają ofiarami wojny informacyjnej z Zachodu, ale nie potrafią w sposób przekonywujący odpowiedzieć. Przyjmują postawę defensywną - dodaje ekspertka.

Z badań opinii publicznej wynika, że rosyjskie społeczeństwo popiera operację wojskową w Ukrainie. Taką odpowiedź wskazało 68 proc. ankietowanych. - Ten wynik jest dość wysoki, jednak musimy pamiętać o kilku kwestiach. Poza tym, że społeczeństwo jest zindoktrynowane, to panuje w nim strach. Sprawia on, że ludzie boją się publicznie wyrażać własne opinie, gdy są one sprzeczne z linią władz. Znaczenie ma również to, że Kreml kontroluje instytucje socjologiczne w Rosji. Badania pokazują też, że Rosjanie nie mają klarownego przekonania o tym, jaki jest cel operacji wojskowej. W pytaniu o cel, odpowiedzi są rozbite, nie ma jednej dominującej. To sygnał, że społeczeństwo nie wie, jaki jest główny cel rozpoczętej przez Rosję wojny. Można postawić wniosek, że aparat propagandowy mimo nakładów i posiadanych instrumentów nie zdołał sformułować przekonywującego przekazu. Zadaniem propagandy w rosyjskim systemie jest konsolidować społeczeństwo wokół władzy. Aby tę konsolidację utrzymać, propaganda będzie musiała pokazać ludziom, że Kreml odniósł zwycięstwo w tej wojnie. Patrząc na działania Rosji w Ukrainie, przed aparatem propagandowym Kremla stoi duże wyzwanie - uważa Katarzyna Chawryło.

Dołącz do dyskusji: Jak działa i ile kosztuje rosyjska propaganda? "Wrzucać tematy, które dzielą ludzi"

39 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Samsung s21fe
To nie ruscy wymyśleli slogan "dziel i rządź" to ktoś inny, nie napiszę bo cen****nie puści. Tak samo jest u nas co tu nie rozumieć.
odpowiedź
User
Asia
Jak to cenzura?
odpowiedź
User
A jak to niektorzy dziennikarze krzyczeli o rusofobii,
O swietnych relacjach z Rosja i naprawie ich przez pe o. A kto na sopockim molo sie bawil i na balkonie papieroski palil z szefem ruskiego msz. Dziennikarze chwalacy to brali pieniadze od agencji pr zatrudnionej przez ambasade ruska.
odpowiedź