SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

W politycznym sporze dziennikarze coraz częściej są rzecznikami i aktywistami, a ci bezstronni uchodzą za symetrystów

Środowisko dziennikarskie podzieliło się za sprawą sytuacji politycznej, ale i ekonomicznej, z którą muszą mierzyć się redakcje. Niektórzy dziennikarze zachowują się jak rzecznicy partii politycznych, a to jeszcze bardziej pogłębia podziały. Takie oceny stawiają w rozmowach z portalem Wirtualnemedia.pl dziennikarze, którzy pracując w różnych redakcjach, starają się nie opowiadać po żadnej stronie politycznego sporu.

fot. Pixabayfot. Pixabay

Ważną wiadomością w poniedziałek dla części mediów była wizyta Bartosza Misiewicza w nocnym klubie w Białymstoku. Gdy emocje w tej sprawie sięgały zenitu, głos w obronie rzecznika MON zabrał na Twitterze Samuel  Pereira. „Rzecznik MON poszedł na imprezę. Nikogo nie pobił, nie robił awantury. Co nie przeszkodziło Faktowi zrobić z tego okładkę”. A gdy protestujący blokowali  Jarosławowi Kaczyńskiemu wjazd na Wawel, Pereira stanął w jego obronie: „Co miesiąc atakują człowieka, który idzie na grób swoich bliskich. Jak długo politycy PO, Nowoczesnej i część dziennikarzy będzie milczeć???”.

Z drugiej strony niektórzy dziennikarze nie ukrywają swojego poparcia dla środowisk opozycyjnych. Publicysta „Polityki” Jacek Żakowski parę tygodni temu, gdy wyszyły na jaw faktury wystawione KOD-owi przez firmę Mateusza Kijowskiego i jego żony, zakończył rozmowę z Kijowskim w TOK FM stwierdzeniem: „Niech się pan trzyma!”. Ponad rok temu zaległości lidera KOD-u w płaceniu alimentów tłumaczył w wywiadzie dla „Super Expressu”: „W Polsce od pokoleń mężczyźni zostawiają kobiety z dziećmi i idą na wojnę”.

Z kolei redaktor naczelny „Newsweek Polska” Tomasz Lis mocno wspierał niedawny protest posłów PO i Nowoczesnej na sali plenarnej Sejmu. - Prawdziwa opozycjo z PO i Nowoczesnej. Ten protest ma sens! Nie słuchajcie byłych PIS-owców i pseudoznawców. Twardo, do przodu!!! - napisał na Twitterze 7 stycznia. 16 grudnia przemawiał do manifestujących przed Sejmem i nie chciał zgodzić się na przerwanie blokady terenu parlamentu. - Polacy! Trwa zamach stanu! Teraz! - stwierdził na Twitterze.

Dla dziennikarzy przełomem był Smoleńsk

Podobnie ostrzy w sądach bywają Jacek Karnowski, Przemysław Szubartowicz, Rafał Ziemkiewicz, Dawid Wildstein, Michał Rachoń czy Agnieszka Kublik. Podział przebiega pomiędzy dziennikarzami tzw. „mediów niepokornych” (nazwa pozostała z czasu rządów PO, gdy dziennikarze byli zwalniani m.in. z „Rzeczpospolitej” i TVP i zakładali nowe media, które obecnie są przychylne obozowi rządzącemu) a dziennikarzami mediów sprzyjających niegdyś PO, teraz ogólniej: opozycji, natomiast mocno krytycznych wobec PiS.

Publicysta Onetu Andrzej Stankiewicz, w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl mówi, że pierwsze podziały między dziennikarzami zaczęły pojawiać się mniej więcej po 2005 roku. - Do końca rządów SLD dziennikarze mieli swoje sympatie polityczne, ale szanowali zdanie adwersarza i potrafili ze sobą rozmawiać. Potem była wyczekiwana przez wszystkich współpraca pomiędzy PO a PiS-em. Gdy do niej nie doszło, podziały zaczęły się pojawiać na serio - mówi Stankiewicz.

Zdaniem dziennikarza Onetu przełomem w tym kontekście była katastrofa smoleńska. - Bo to był ten moment kluczowy, gdy środowisko musiało opowiedzieć się po którejś ze stron. Powstał podział na zasadzie „kto nie z nami, ten przeciw nam”. To niedobry podział. Od tego momentu nie ma już spokojnej dyskusji, a przeciwnika należy zniszczyć. Na to naturalnie nałożył się jeszcze spadek czytelnictwa i to przeświadczenie, że tylko odbiorca wyraznie zdeklarowany może zapewnić gazecie przetrwanie - podsumowuje Stankiewicz.

Jacek Nizinkiewicz, dziennikarz „Rzeczpospolitej”, mówi portalowi Wirtualnemedia.pl, że podziały generują głównie ci, którzy do zawodu dziennikarza trafiają z polityki. – Bardzo szybko robią kariery, chociaż jeszcze niedawno byli powiązani z konkretna opcją polityczną. Wygląda to trochę tak, jakby byli wysłani przez partię na odcinek medialny. Dopóki oni będą w mediach, nie zasypiemy podziałów - uważa dziennikarz.

Podobnego zdania jest Andrzej Stankiewicz. - Dziennikarzy nie da się już zjednoczyć łatwo, bo jesteśmy kalką środowiska politycznego, a tu na zgodę nie ma na razie szans. Zmiana może dokonać się tylko pokoleniowo - stwierdza.

Symetryści w każdej redakcji

Zarówno Jacek Nizinkiewicz, jak i Andrzej Stankiewicz, uchodzą w środowisku za tzw. symetrystów - dziennikarzy nie opowiadający się ostro po żadnej stronie politycznego sporu. Za symetrystę uchodzi też Grzegorz Sroczyński z „Gazety Wyborczej”, ale - jak stwierdza w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl - to określenie bardzo go denerwuje. -  Symetryzm jest idiotyzmem, mówiąc najprościej. Pałką, którą niektóre redakcje starają się trzymać swoich dziennikarzy w szeregu - podsumowuje.

Z kolei Rafał Woś z „Polityki”, kolejny starający się zachować bezstronnność, nie jest już tak ostry w sądach: - Zależy, jak ten symetryzm zdefiniować. Jeżeli jako wysłuchiwanie różnych stron konfliktu i nie stawanie po żadnej z nich, to nie widzę w tym nic złego. W każdej redakcji powinno być miejsce na ludzi środka, bo to oni próbują zasypywać podziały. Trzeba pokazywać, że jest inny sposób patrzenia na rzeczywistość, niż „czarne-białe”. Można patrzeć na nią na przykład poprzez socjalny ogląd rzeczywistości - mówi Woś dla portalu Wirtualnemedia.pl.

Zdaniem Jacka Nizinkiewicza odwrotnością symetrystów są dziennikarze, zachowujący się jak rzecznicy partii. – Niedobrze, kiedy dziennikarz zaczyna zajmować się rzecznikowaniem na korzyść jednej opcji politycznej. To nie jest rola dziennikarza, on ma patrzeć władzy na ręce, a nie opowiadać się po jej stronie czy po stronie opozycji. To właśnie taka postawa prowadzi do podziałów w środowisku - kończy rozmowę Jacek Nizinkiewicz.

Dołącz do dyskusji: W politycznym sporze dziennikarze coraz częściej są rzecznikami i aktywistami, a ci bezstronni uchodzą za symetrystów

31 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
wujek
To już nie dziennikarze, a raczej soft-politykierzy, stojący gdzieś w przedsionkach danych partii. Swoją drogą, z 10 lat temu wywalili Lisa za poglądy polityczne (ich obecność) i plotki o aspiracjach politycznych. Dziś by go mianowali szefem stacji.

odpowiedź
User
Edgar
Sroczyński i Woś - uciekam na widok ich tekstów, wyłaczam radio/tv jesli coś mówią. Jeszcze nie są tak żałosni jak Jan Wróbel ale już są blisko
odpowiedź
User
Racjonalny
W Polsce dziennikarze to pracują chyba wyłącznie w lokalnych redakcjach, gdzie naprawdę patrzą miejscowym politykom każdej opcji na ręce. W wielkich mediach - od GW do Do Rzeczy i od TVP 1 do TVN - działają już wyłącznie politruki i siepacze pióra, a nie dziennikarze.
odpowiedź