SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Patryk Michalski: reporter wojenny wraca (na chwilę) do domu

Gdy są na miejscu, nie śpią nieraz przez 40-50 godzin, potem szybka regeneracja, hełm na głowę – i wybiegają ze schronu, czasem wbrew regułom bezpieczeństwa, obowiązującym cywili. Na miejscu trzymają się razem, a barwy redakcyjne nie mają wówczas najmniejszego znaczenia. Pomoc koledze z Polski, czy innego kraju, jest naturalną rzeczą dla wojennego korespondenta. W Ukrainie dziennikarzy z Polski, relacjonujących wojenny teatr pracuje w tej chwili kilkunastu. Niektórych redakcje właśnie ściągają ich do domu.

Reporterzy Bez Granic informują, że w Ukrainie pracuje obecnie ponad 1000 korespondentów z całego świata. Do Polski wracają pierwsi dziennikarze: Patryk Michalski, pracujący dla Wirtualnej Polski i Mateusz Chłystun, korespondent RMF FM. Inni zostają – przynajmniej na razie, póki można. - Ale ja już myślę o tym, żeby wrócić do Ukrainy, zbyt wiele się tam dzieje. Oczywiście najpierw muszę odpocząć, zregenerować siły, a ostateczne decyzje podejmować będzie redakcja – mówi nam Patryk Michalski.

Tej wojny miało nie być

Trzeba zacząć od tego, że kiedy wyjeżdżali do Ukrainy, nie byli reporterami wojennymi, a po prostu: dziennikarzami, którzy mają raportować z miejsca, zagrożonego konfliktem. 24 lutego nad ranem zmieniło się wszystko i dziennikarze stali się naraz korespondentami wojennymi. - Oczywiście, w pierwszych godzinach wojny myśleliśmy o swoim bezpieczeństwie, ale chcieliśmy także relacjonować to, co działo się w Kijowie - mówi nam Patryk Michalski.

Pod koniec stycznia zanosiło się na konflikt, a z Kijowa oraz obwodu donieckiego nadawali już telewizyjni reporterzy Polsatu, TVN i TVP. Polskie Radio miało i ma swojego korespondenta w Ukrainie, a RMF FM właśnie wysyłało dziennikarza. – Tam nigdy nie było spokojnie, od momentu, jak przyjechaliśmy. Ale nagle – jednej nocy – musieliśmy przewartościować całe swoje dziennikarskie doświadczenie i użyć go, aby opowiedzieć widzom, słuchaczom, czytelnikom, co tam się właściwie wydarzyło. A przede wszystkim: żeby nie zginać – mówi nam anonimowo jeden z korespondentów, pracujących na miejscu dla dużego portalu.

Bezpieczeństwo reportera priorytetem redakcji

Patryk Michalski wyjechał na Ukrainę także pod koniec stycznia – w ciągu dwóch tygodni objechał cały Donbas. Trafił do Kijowa i tak zastała go wojna; był w tym mieście jeszcze przez dwie doby po jej wybuchu. Potem – przejechał wraz z Mateuszem Chłystunem całą południowo-zachodnią Ukrainę. Wrócili kilka dni temu. - Czułem już potrzebę powrotu, zbyt wiele działo się w tych dniach, więc wydawało się zupełnie naturalne, żeby wrócić – mówi nam reporter.

Nie wie, że kilka dni wcześniej rozmawialiśmy z jednym z jego przełożonych w Wirtualnej Polsce, próbując ustalić, kiedy wróci. - Może powrócić w każdej chwili, nie wiem - usłyszeliśmy. - To może stać się dziś, jutro, obserwujemy sytuację, nie chcemy go narażać. Proszę o ostrożne komunikowanie: napisze pan, że jest na miejscu i wieczorem to będzie prawda, a rano już może być w domu, w Polsce. Jesteśmy cały czas w zwiększonej gotowości, żeby bezpiecznie ściągnąć naszego dziennikarza - powiedziano nam. Na "stendbaju" od chwili wybuchu wojny są wszystkie polskie redakcje, które wysłały dziennikarzy do Ukrainy.

Nie ma czasu na strach

Szefowie w redakcjach myślą o bezpieczeństwie korespondentów wojennych – oni sami nie mają na to czasu. - Naprawdę nie myślałem o bezpieczeństwie już po wybuchu wojny. Oczywiście: nieprzewidywalność zdarzeń, doniesienia o tym, że prowadzony jest ostrzał cywilów, sugerowało, że nie jest bezpiecznie. Ale ja absolutnie się nad tym nie zastanawiałem – mówi nam Patryk Michalski. - Z drugiej strony jeśli o mnie chodzi nie miałem sytuacji wyjątkowego zagrożenia, mam tu na myśli np. spotkanie oko w oko z rosyjskimi żołnierzami. Byliśmy za to w miejscowościach, gdzie pojawiali się dywersanci , lecz kontaktu z wojskiem nie było.

Albo przynajmniej: "raczej nie było", bo Michalski przypomina sobie jednak jedną, zastanawiającą i niepokojącą sytuację: - W pewnej miejscowości byliśmy kontrolowani przez osoby, które podawały się za przedstawicieli miejscowej rady miejskiej, lecz z wyglądu przypominali osoby narodowości czeczeńskiej. Wzięto nasze dokumenty, sprawdzono. A kilkanaście godzin później pojawiły się informacje, że dywersanci próbowali się podszywać pod polskich dziennikarzy. Nie mamy oczywiście potwierdzenia, czy ma to związek z naszą obecnością i kontrolą, aczkolwiek ta zbieżność kazała nam zachowywać czujność.

Nieprzewidywalność największym wrogiem reportera

Jednym z  największych zagrożeń na tej wojnie dla dziennikarzy, jeżeli nie największym, jest nieprzewidywalność – mówi Michalski.  -  Pamiętam jak pewnego dnia w miejscowości Biała Cerkiew dwa myśliwce rosyjskie przeleciały nam nad głowami, w odległości kilku – kilkunastu metrów. Huk był tak wielki, że przygniótł nas do ziemi. A potem czekanie: zrzucą coś, czy nie? Na szczęście tylko przeleciały bardzo nisko nad miastem, ale to nakazało nam być ostrożnym.

Nieprzewidywalnie zakończyła się też piątkowa korespondencja nadającego dla Onetu Marcina Wyrwała. - Jestem w Irpieniu, niedaleko Kijowa. Do niedawna to było miłe miejsce do mieszkania, teraz połowy mieszkańców w ogóle nie ma – relacjonował, a w tle słychać było, że Rosjanie atakują. - Musimy się stąd szybko ewakuować. Ostrzał jest coraz większy – zdążył przekazać Wyrwał, pokazując na żywo dramatyczne obrazy wojennej rzeczywistości.


Jak i gdzie się śpi na wojnie, będąc reporterem? - Bardzo różnie, schron, parking podziemny – bardzo często przemieszczaliśmy się. Na samym początku spaliśmy w hotelu Ukraina, lecz ze względu na zagrożenie ostrzałem dzielnicy rządowej i na to, że jest to przy samym Majdanie Niezależności, musieliśmy zmienić to miejsce na bezpieczniejsze. Wówczas już hotele, które mają schrony, były zajęte. Więc dawaliśmy sobie radę jak kto mógł; byliśmy przez chwilę także w ambasadzie polskiej. Przeważnie jednak śpi się gdzie popadnie – opowiada Michalski.

Jeżeli w ogóle się śpi. Bo pewnego razu Patryk Michalski nie spał ponad 45 godzin z rzędu. - Potem spałem cztery godziny, ale tak twardo, nie obudził mnie kolejny ostrzał. To był sen krótki, regeneracyjny. Fizjologiczna potrzeba organizmu.

Wojna jednoczy redakcje
 
Michalski trzymał się z Mateuszem Chłystunem (RMF FM). Ale tam, na wojnie, wszyscy reporterzy są razem. - Dziwi mnie zaś, że współpraca między dziennikarzami różnych redakcji wywołuje zaskoczenie. Tak zawsze było i tak jest – komentuje Tomasz Jędruchów z Telewizji Polskiej.

To Jędruchów i jego operator pomogli Michalskiemu i Chłystunowi  wydostać się z ostrzeliwanego Kijowa po dwóch dobach zaskakująco gwałtownej wojny. - Z Tomkiem znamy się od lat, to znajomość dawna, poznaliśmy się w Wenezueli. Spotkaliśmy się wówczas na reporterskim szlaku. Znajomość jest ważna, ale ważniejsza bezwarunkowa chęć pomocy: bez względu na redakcję staraliśmy się wszyscy sobie pomagać – precyzuje Michalski.

Wracają, ale znów chcą wyjeżdżać

Pod koniec lutego redakcje deklarowały, że ich dziennikarze zostaną, by relacjonować wydarzenia w Ukrainie. Zresztą: taka jest sól dziennikarskiej pracy, mało który z reporterów chciałby wrócić, gdy akurat zaczyna dziać się coś ważnego. A już na pewno nie chciałby wrócić, gdy zaczyna się dziać historia.

Więc poszczególni wracają do kraju, ale – jak Michalski – już myślą, żeby znów wyjechać. - Na pewno będę chciał wrócić, choć żadne decyzje nie zostały jeszcze podjęte. Wojna stawia przed nami nowe wyzwania, więc będę chciał wrócić – choć nie wiem jeszcze, jak szybko – mówi nam reporter.

Redakcja wie, jak ciężką robotę zrobił na miejscu: - Patryk Michalski od wielu tygodni wykonuje tytaniczną pracę. Jego relacje trafiły do milionów Polaków, a on wykazał się wielką odwagą i profesjonalizmem, wszyscy chylimy czoła przed takim dziennikarstwem. Jeśli tylko będzie taka możliwość Patryk oczywiście będzie mógł wrócić na Ukrainę – informuje nas Michał Siegieda, rzecznik Wirtualnej Polski, dodając:  - W tym momencie Wirtualna Polska będzie współpracować z lokalnymi redakcjami i dziennikarzami na miejscu, tak, aby jak najdokładniej opisywać to, co dzieje się w poszczególnych regionach Ukrainy.

Reporter wojenny z Twitterem

Informacje z linii frontu przekazuje teraz do Polski co najmniej kilkunastu wysłanników różnych redakcji. Dla Polskiego Radia relacje z Ukrainy przekazują Paweł Buszko –korespondent w Kijowie i Eugeniusz Sało – współpracownik we Lwowie. W Ukrainie do czwartku przebywa reporter RMF FM, Krzysztof Zasada.

Dla Polsatu informacje nadaje Jacek Gasiński, ale wysłani zostali również kolejni reporterzy - Marek Czunkiewicz, Andrzej Wyrwiński, Marek Sygacz i Wojciech Krztoń. Telewizja Polska to relacje, które przygotowują Tomasz Grzywaczewski (TVP World) oraz Marcin Tulicki i Tomasz Jędruchów (TVP Info). Dla Polska Press relacje przygotowuje wytrawny korespondent, Marcin Mamoń. Wszyscy oni wykonują ciężką pracę w ekstremalnych warunkach.

Ale reporterzy poza opisywaniem teatru wojennego – słowem i obrazem – dla macierzystych redakcji, znakomitą robotę robią też w mediach społecznościowych, zamieszczając zdjęcia, filmy i podając dalej wiarygodne relacje uczestników zdarzeń i zasługujących na zaufanie miejscowych mediów.

Pracują także po powrocie, i to na różnych polach. Patryk Michalski i Mateusz Chłystun wracając do Polski przywieźli tu do bezpiecznego, nie ogarniętego wojną kraju Ukrainkę z dwiema córkami. Organizują im na miejscu pomoc, pracę. Bo reporterem wojennym się bywa, ale człowiekiem – po prostu się jest.

Dołącz do dyskusji: Patryk Michalski: reporter wojenny wraca (na chwilę) do domu

37 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Konik morski
Jacek łęski z TVP, co on tak naprawdę tam robi? Zero grania setek na mieście, lajfy przez telefon, ckliwe korespondencje z żoną prowadzącą akurat program na żywca.....O co chodzi z tym facetem? Inni korespondenci są non stop w terenie, a on jako jedyny nie rusza się z miejsca. Gdzie on tak naprawdę jest??!!
odpowiedź
User
Zdziś
Patryk who?
odpowiedź
User
Matryca
Rzeczywiście, trochę dziwna sytuacja. Tulicki, Jędruchów, Bojanowski cały czas gdzieś są z kamerą. Ale myślę, że konik morski niepotrzebnie się czepiasz, bo tam jest bardzo niebezpiecznie.
odpowiedź