Prasa2014-12-10
43

Dziennikarze na marszu PiS wychodzą poza swoje role, to smutny obciach (opinie)

Jarosław Kaczyński, PAP/Paweł Supernak Jarosław Kaczyński, PAP/Paweł Supernak

Dziennikarze, którzy znaleźli się w Komitecie Honorowym sobotniego marszu Prawa i Sprawiedliwości, wychodzą poza swoje role. Najmocniej krytykują ich jednak ci, którzy bezwstydnie klęczą przed partią rządzącą, a udają autorytety - udział dziennikarzy w „Marszu w obronie demokracji i wolności mediów” komentują przedstawiciele branży dziennikarskiej.

„Marsz w obronie demokracji i wolności mediów” ruszy w sobotę 13 grudnia o godz. 13.00 z Placu Trzech Krzyży w Warszawie. Demonstracja zakończy się pod Pomnikiem Józefa Piłsudskiego przy Belwederze. Jarosław Kaczyński zapowiada, że marsz jest sprzeciwem wobec „zabiegów, które doprowadziły do sfałszowania wyborów”.

Kolejnym powodem do protestu - zdaniem organizatorów marszu - jest ograniczanie wolności mediów w Polsce. Jako przykład podają oni zatrzymanie przez warszawską policję dziennikarza Telewizji Republika Jana Pawlickiego oraz fotoreportera PAP Tomasza Gzella, którzy w listopadzie relacjonowali przebieg okupacji siedziby Państwowej Komisji Wyborczej. Obydwaj otrzymali zarzut naruszenia miru domowego, jednak sąd ich uniewinnił (więcej na ten temat).

Oprócz artystów, polityków i duchownych, sobotni marsz popierają również m.in. Krzysztof Skowroński, Tomasz Sakiewicz, Tomasz Terlikowski, Katarzyna Hejke, Jacek i Michał Karnowscy, Marcin Wolski, Krzysztof Czabański czy Piotr Semka (więcej na ten temat).

Zdaniem Bogusława Chraboty, redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”, dziennikarze z Komitetu Honorowego „Marszu w obronie demokracji i wolności mediów” wychodzą poza role dziennikarskie. - Albo się rzeczywistość relacjonuje, opowiada, urabia słowem, albo kreuje fakty. Organizowanie pochodu to kreowanie faktów, wkroczenie do polityki - komentuje Chrabota.

Z kolei Michała Kobosko, szefa Project Syndicate Polska i Fundacji Świat Idei, nie dziwi fakt, że w marszu organizowanym przez Prawo i Sprawiedliwość weźmie udział wielu znanych dziennikarzy. - Dziś na porządku dziennym są takie zachowania, które jeszcze kilka lat temu były totalnym obciachem i powodem do zawodowego wstydu. I wszystko mi jedno, czy demonstruje PiS, PO, SLD czy narodowcy - ocenia Michał Kobosko.

W jego opinii dziennikarze włączający się w takie projekty chcą być postrzegani jako ci poważniejsi i bardziej odpowiedzialni. - Ale wysyłają sygnał przeciwny: jesteśmy tylko żołnierzami na wojnie ideologicznej, idziemy na ślepo za partią i Wodzem. Po 25-letniej przerwie dziennikarze znów muszą być partyjni? Słabo mi to wygląda - dodaje Kobosko.

Sytuację z marszem Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny Grupy „Super Expressu”, ocenia jako równie zabawną, co smutną. Jego zdaniem, przedstawiciele mediów nie powinni angażować się w inicjatywy polityczne. - Zabawna, bo najostrzej dziennikarzy, którzy znaleźli się w komitecie honorowym marszu organizowanego przez PiS, krytykują ci, którzy bezwstydnie klęczą na kolanach przed rządem i partią rządzącą, a udają autorytety. Smutna, bo dziennikarze nie powinni brać czynnego udziału w imprezach partyjnych, choćby nie wiem, jak szlachetnych w intencjach, tak samo jak nie powinni od polityków przyjmować żadnych orderów, chyba że przejdą na emeryturę - podkreśla Jastrzębowski.

- Żyjemy jednak w rzeczywistości, gdzie niezależne media można policzyć na palcach stolarza i bardzo mnie to smuci. Dziennikarze często sami, dobrowolnie podpinają się pod partie, albo dla pieniędzy i posad, albo dla idei, które kiedyś mogą się w pieniądze zamienić. W sumie fakt, że niezależności politycznej polskich opiniotwórczych dziennikarzy uczy facet z tabloidu bardzo mnie krzepi. A wszystkich tych słabych i nadętych, powinna w głębokim stopniu zawstydzać - dodaje naczelny „SE”.

Szef działu polityka w „Fakcie” Mikołaj Wójcik nie miałby nic przeciwko udziałowi dziennikarzy w marszu, gdyby zajmowały się nim organizacje pozarządowe. - Ale to robi partia polityczna. Ta sama która np. działając w obronie „wolności mediów” nie wpuściła na wieczór wyborczy dziennikarza z TVN, bo robi materiały wyjątkowo krytyczne o PiS - zauważa Wójcik.

- Ja stoję na stanowisku, że orężem dziennikarza jest tzw. pióro. Tak zareagowałem, gdy w kilkanaście godzin po rozpoczęciu się kompromitacji PKW jeden z dziennikarzy zaczął nawoływać, by pójść pod PKW. Żyjemy w demokratycznym państwie - z wieloma mankamentami, ale nieporównywalnym do PRL. A czasem mam wrażenie, że wiele osób - także dziennikarzy - próbuje przekonać nas, że jest inaczej - ocenia Mikołaj Wójcik.

Zdaniem Wójcika, udział dziennikarza w inicjatywach konkretnego ugrupowania politycznego dla wielu czytelników, mających sprecyzowane poglądy, jest miarą jego wiarygodności. - Z bólem obserwuję deficyt dziennikarzy, dla których poglądy polityczne są sprawą prywatną i którzy - bez względu na sympatie - dzielą razy po równo i z tym samym natężeniem. I dotyczy to obu stron partyjnego sporu, który niestety wbił się w nasze środowisko. I już nie popuści - konkluduje szef działu polityka w dzienniku „Fakt”.

Autor:Łukasz Brzezicki

KOMENTARZE(43)DODAJOPINIĘ

W TYM TEMACIE

NAJPOPULARNIEJSZE

<WRÓĆ NAPRACA
PracaStartTylko u nas