Prasa 2014-06-26
13

Jerzy Baczyński: ,,Wprost” kompromituje dziennikarstwo śledcze, powoduje patologię

Jerzy Baczyński, redaktor naczelny Jerzy Baczyński, redaktor naczelny "Polityki" / fot. akpa

- Tzw. taśmy „Wprost” to kompromitacja dziennikarstwa śledczego, być może ostateczna. To, co się dzieje od kilkunastu dni, nie jest sukcesem polskiego dziennikarstwa, raczej dowodem jego patologii - ocenia Jerzy Baczyński, redaktor naczelny „Polityki”.

W komentarzu opublikowanym w nowym numerze „Polityki” Jerzy Baczyński zwraca uwagę, że publikacja przez „Wprost” nagrań podsłuchanych rozmów polityków może być gwoździem do trumny dziennikarstwa śledczego, które już od dekady jest marginalizowane jako pracochłonne i kosztowne. Zamiast niego media wolą publikować „wrzutki” otrzymane od służb specjalnych, co szczególnie często działo się za rządów PiS. - Spore zasługi ma tu ówczesny „Wprost”, który zyskał sobie nawet miano „słupa ogłoszeniowego służb specjalnych”. Prawdziwe dziennikarstwo śledcze zawsze będzie przegrywać (bo brak mu sił i środków) z profesjonalną agenturą - ocenia Baczyński.

>>> Dzięki taśmom „Wprost” może zyskać czytelników, ale stracić reklamy (opinie)

Jego zdaniem redakcja „Wprost” powinna zdecydowanie dłużej i wnikliwiej popracować nad otrzymanymi nagraniami przed publikacją. - Trzeba ocenić wiarygodność prawdziwość zapisu, zadać sobie pytania oto, kto i dlaczego dokonał nagrań, przesłuchać taśmy, wydobywając z nich to, co może świadczyć o popełnionym przestępstwie lub zamiarze złamania prawa, ocenić, jaką część materiału warto jest ujawnić w interesie publicznym, a co powinno pozostać prywatne, zważywszy na charakter, okoliczności czy konwencję podsłuchanej rozmowy - wylicza naczelny „Polityki”. - Tak by było w teorii, zwłaszcza według klasycznych amerykańskich podręczników „wolnego i odpowiedzialnego dziennikarstwa”. Ale te czasy minęły - zaznacza.

>>> Tomasz Lis krytykuje „Wprost”: to stenotypiści, a nie dziennikarze, chronią przestępców

Do Baczyńskiego nie przemawia głoszona m.in. przez redaktora naczelnego „Wprost” Sylwestra Latkowskiego argumentacja, że tygodnik ujawnił nagrania dla dobra publicznej i z poczucia obowiązku dziennikarskiego.

- Dziś media są przede wszystkim biznesem. Rozprawianie o misji i odpowiedzialności publicznej jest wręcz niepoważne i żenujące, liczy się sprzedaż szum, cytowania, atrakcyjność publikacji, zwłaszcza zdolność wywoływania emocji - stwierdza naczelny „Polityki”. - Dzisiejszy spektakularny sukces „Wprost", zapewniający chwilowy skok sprzedaży i bezwzględne zwycięstwo w rocznych rankingach cytowań, może się zmienić w równie efektowną klęskę. To, co się dzieje od kilkunastu dni, nie jest sukcesem polskiego dziennikarstwa, raczej dowodem jego patologii - dodaje.

Za patologię Baczyński uznaje także interwencję w redakcji „Wprost” funkcjonariuszy ABW i prokuratorów, do której doszło w zeszłą środę. Podkreśla, że przysługujące dziennikarzom prawo do ochrony źródeł informacji jest po to, by chronić półlegalnych i nielegalnych informatorów ujawniających wiadomości nieoficjalne i nieprzyjemne, na temat korupcji czy nadużyć władzy. Dzięki temu media mogą pełnić funkcję - jak to określa Baczyński - „psów obronnych” demokracji.

>>> Dziennikarze oburzeni akcją ABW we „Wprost”. „Skandal, barbarzyństwo”

- Jeśli raz zgodzimy się na to, że prokuratura, policja i służby specjalne mogą nachodzić redakcje, konfiskować komputery i zastraszać dziennikarzy w imię „interesu państwa i wymiaru sprawiedliwości", będzie to oznaczało koniec mediów w ich najważniejszej społecznej funkcji - podkreśla naczelny „Polityki”. I dodaje, że wyobraża sobie, że za rządów PiS do redakcji tego tygodnika mogliby wkroczyć śledczy.

Jednocześnie Jerzy Baczyński zwraca uwagę na paradoksalność obecnej sytuacji, w której symbolem wolności mediów zostali „Wprost” i Sylwester Latkowski. Tymczasem przed rokiem „Gazeta Finansowa” podała, że Michał M. Lisiecki, prezes wydającej „Wprost” spółki PMPG, proponował Totalizatorowi Sportowemu i PKP usługi reklamowe po zawyżonych cenach w zamian za odpowiednie artykuły o firmach w tygodniku (więcej na ten temat). Z kolei Sylwestrowi Latkowskiemu rzekomo gangsterską przeszłość wytykało „W Sieci” (przeczytaj o tym więcej).

>>> Dlaczego solidarność dziennikarska z „Wprost” prysła tak szybko? (opinie)

- „Wprost”, zapewne wskutek licznych meandrów politycznych i rynkowych, znalazł się pod sam koniec stawki, ze sprzedażą ostatnio sięgającą ledwie pięćdziesięciu tysięcy egzemplarzy. To jest już poziom niebezpiecznie niski - ocenia Baczyński. - Wystarczy popatrzeć choćby na sposób sprzedawania przez „Wprost” taśmowych rewelacji, żeby nabrać wątpliwości co do  deklarowanych - podniosłych motywów publikacji - dodaje.

Ponadto naczelny „Polityki” uważa, że pisma określane jako tygodniki opinii tak naprawdę nie mają ze sobą niczego wspólnego poza cyklem wydawniczym i tematyką. Każdy tytuł szuka swojej niszy, a „Wprost” kierowany przez Latkowskiego chce uchodzić za „bezkompromisowego ujawniacza tajemnic”.

W kwietniu br. średnia sprzedaż ogółem „Polityki” wyniosła 124 550 egz., a „Wprost” - 51 660 egz. (według danych ZKDP - zobacz wyniki wszystkich tygodników opinii).

Autor: tw

KOMENTARZE (13) DODAJ OPINIĘ

W TYM TEMACIE

NAJPOPULARNIEJSZE

<WRÓĆ NA PRACA
Praca Start Tylko u nas