Prasa 2018-12-20
36

Katarzyna Kozłowska to świetna szefowa tabloidu. „Fakt” łagodnieje, ale nie wobec polityków (opinie)

Katarzyna Kozłowska Katarzyna Kozłowska

Katarzyna Kozłowska to wyważona redaktorka z różnorodnym doświadczeniem i słuchem społecznym, więc świetnie nadaje się na redaktora naczelnego „Faktu”. Pewnie wprowadzi swoje zmiany, ale bez pośpiechu i rewolucji - komentują dla Wirtualnemedia.pl publicyści, którzy współpracowali w przeszłości z Kozłowską.

W środę Ringier Axel Springer ogłosił, że nowym redaktorem naczelnym „Faktu” została Katarzyna Kozłowska. Wydawca szukał osoby na stanowisko od trzech miesięcy, po tym jak z dziennikiem pożegnał się Robert Feluś wskutek mocno skrytykowanej publikacji o śmierci syna byłego premiera Leszka Millera.

- Katarzyna Kozłowska posiada wieloletnie doświadczenie w pracy z wiodącymi markami mediowymi. Jestem przekonany, że wraz z całym zespołem redakcyjnym będzie miała wpływ na dalszy rozwój marki „Fakt” i zapewni mu jeszcze mocniejszą pozycję w polskim ekosystemie medialnym. Pragnę również podziękować Marcinowi Walterowi, zastępcy redaktora naczelnego dziennika Fakt, który przez ostatnie cztery miesiące z sukcesem prowadził gazetę - skomentował Mark Dekan, CEO Ringier Axel Springer Polska.

Dawni współpracownicy cenią spokój i rzetelność Kozłowskiej

Katarzyna Kozłowska pracowała już w „Fakcie” w latach 2003-2007, m.in. jako szefowa działu politycznego, a potem przez rok była zastępca redaktora naczelnego „Super Expressu”. W obu tabloidach współpracował z nią Sławomir Jastrzębowski, który w połowie br. odszedł z „SE” to agencji public relations R4S.

- To dziennikarz niezwykle rzetelny, pracowity i analityczny, a także apolityczny. Zna się na rzemiośle dziennikarskim, zarówno na długich, jak i na krótkich formach. I co najcenniejsze dla „Faktu” w tej chwili - Katarzyna Kozłowska ma słuch społeczny, wyczucie tabloidu. Zatrudnienie jej na tym stanowisku to bardzo dobry ruch Ringier Axel Springer - ocenia Jastrzębowski w rozmowie z Wirtualnemedia.pl. - Bardzo dobrze wspominam współpracę z Katarzyną Kozłowską w „Fakcie”. To osoba niezwykle wyważona, a tej gazecie zwłaszcza w kontekście politycznym potrzebny jest obecnie spokój, wyciszenie pewnych emocji - dodaje Wojciech Biedroń, przez wiele lat dziennikarz „Faktu”, obecnie w tygodniku „Sieci” i Telewizji wPolsce.pl.

Komplementów Katarzynie Kozłowskiej nie szczędzi również Marek Tejchman, zastępca redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Prawnej”. Nowa szefowa „Faktu” ostatnich latach współpracowała z tym tytułem.

- To fantastyczna osoba, jeden z najmądrzejszych, najciekawszych dziennikarzy w Polsce - także pod kątem rozumienia roli redaktora w gazecie: schowania własnych ambicji na rzecz pracy zespołowej i realizacji wspólnego celu. Bardzo wysoko oceniam jej kompetencje. Najbardziej zazdroszczę jej, że ma dużo spokoju i dystansu do rzeczywistości - podkreśla Tejchman.

Wylicza też zalety Kozłowskiej jako menedżerki mediów. - Rozumie, że na pewne rzeczy trzeba czasu, więc potrafiła realizować strategie redakcyjne rozciągnięte na dłuższy czas. Nie jest jednym z redaktorów przychodzących z gotowym pakietem i starających się narzucić go innym, a także oczekujących, że efekty przyjdą od razu. Rozumie, że proces budowy wartości wymaga dyskusji, słuchania, autorefleksji. To dość rzadka cecha w polskim dziennikarstwie, może dlatego że jest mało kobiet na stanowiskach kierowniczych - komentuje wicenaczelny „DGP”.

Katarzyna Kozłowska pracowała też jako wicenaczelna „Wprost” (w latach 2008–2010), wydawca i komentator w dzienniku „Polska” (2010-2011), wicenaczelną „Show” (2011-2012), a w 2016 roku została redaktor naczelną kwartalnika „Thinktank”. Współprowadziła też butik wydawniczy Kurhaus Publishing.

Rewolucji w „Fakcie” nie będzie, zmiany tak

Jak dużo w redakcji „Faktu” może zmienić Katarzyna Kozłowska? - Każdy redaktor naczelny ustawia redakcję, jak uważa za stosowne, i dobiera sobie ludzi zaufanych, z którymi dobrze mu się pracuje. Myślę, że jakieś zmiany będą, ale niekoniecznie nastąpią od razu - mówi Sławomir Jastrzębowski.

- Na pewno rozmowy wydawcy „Faktu” z Katarzyną Kozłowską trwały dość długo i model współpracy jest już na różnych poziomach poukładany. Nie spodziewałbym się jakiejś rewolucji - zgadza się Marek Tejchman. - Generalnie pracując w mediach, jesteśmy w procesie nieustannej zmiany. Więc spodziewałbym się zmian w „Fakcie” także, gdyby jego naczelnym był dalej Robert Feluś - zaznacza.

Zdaniem Wojciecha Biedronia „Fakt” powinien postawić na „grę na taką wspólną, narodową bramkę, a nie tylko na bramkę, którą wskazuje niemiecko-szwajcarski właściciel”. - Pytanie, jak jest obecnie z samodzielnością redaktora naczelnego „Faktu”. Czy tą redakcją będzie faktycznie kierowała Katarzyna Kozłowska, czego jej oczywiście szczerze życzę - dodaje publicysta „Sieci”.

Takie wątpliwości podnoszono w dwóch sytuacjach. Wiosną 2016 roku „Do Rzeczy” ujawniło, że dwa lata wcześniej, kilka miesięcy przed rozstaniem się Grzegorza Jankowskiego z „Faktem”, Jan Kulczyk w rozmowie z ówczesnym rzecznikiem rządu Pawłem Grasiem obiecywał interwencję u współwłaścicielki Axel Springer w sprawie Jankowskiego, który zdaniem Grasia jest propisowski. Ringier Axel Springer Polska zapewnił jednak, że nie było żadnych politycznych nacisków na zmiany w redakcji „Faktu”.

Natomiast wiosną ub.r. szeroko komentowany był newsletter wysłanych do wszystkich pracowników RASP przez prezesa firmy Marka Dekana. Zachęcał on, że skoro zdecydowana większość Polaków popiera naszą obecność w Unii Europejskiej, to „Podpowiedzmy im co zrobić, żeby pozostać na pasie szybkiego ruchu i nie skończyć na parkingu. Stawką w tej grze jest wolność i pomyślność przyszłych pokoleń”.

W kolejnym newsletterze Dekan zapewniał, że jego poprzedni list nie był w żadnym stopniu instrukcją dla dziennikarzy, tylko przypomnieniem wartości fundamentalnych dla firmy. - Stoimy w obronie wolności, praworządności, demokracji oraz idei zjednoczonej Europy. Tym samym odrzucamy jakąkolwiek formę religijnych i politycznych skrajności - podkreślił.

Wojciech Biedroń na łamach „Sieci” (wtedy ukazującym się jako „W Sieci”) stwerdził, że artykuły o tematyce politycznej przed publikacją w „Fakcie” oceniał Peter Prior z Ringier Axel Springer Media, interweniując w przypadku tekstów krytycznych wobec rządu PO, Donalda Tuska czy Lecha Wałęsy. - Artykuł „W Sieci” to manipulacja stworzona na potrzeby walki politycznej i nieuczciwej konkurencji. Do wyborów w październiku 2015 roku „Fakt” nie przeszkadzał opozycji, bo krytykował PO-PSL i prezydenta Bronisława Komorowskiego - skomentował Robert Feluś, a Ringier Axel Springer Polska i Mark Dekan pozwali Biedronia o naruszenie dóbr osobistych (Dekan skierował też przeciw Biedroniowi prywatny akt oskarżenia za zniesławienie).

Wątpliwości takich jak dziennikarz „Sieci” nie ma Sławomir Jastrzębowski. - Katarzyna Kozłowska jest bowiem osobą asertywną, potrafi przeforsować swoje zdanie i nie można jej narzucić czyjejś woli. To dobry redaktor naczelny - podkreśla.

Po tym jak w połowie 2014 roku Grzegorza Jankowskiego na stanowisku naczelnego „Faktu” zastąpił Robert Feluś, w ciągu półtora roku zmienili się wicenaczelni dziennika. Michał Wodziński odszedł na początku 2015 roku, a Joanna Niedziela-Dąbrowska i Piotr Bugajski - z końcem 2015 roku.

Obecnie wicenaczelnymi dziennika są Maciej Kabroński (jest też szefem portalu Fakt.pl, w redakcji od jesieni 2014 roku) oraz Marcin Walter (przyszedł na początku 2016 roku z Radia ZET).

Feluś poniósł konsekwencje drastycznych publikacji

Robert Feluś odszedł z „Faktu” kilka dni po zamieszczeniu artykułu o samobójczej śmierci syna Leszka Millera, zatytułowanego: „Ojciec wybrał politykę, a syn sznur”. Feluś szybko przeprosił za tę publikację, natomiast Miller skierował pozew sądowy, w którym domaga się zamieszczenia przeprosin na pierwszej stronie tabloidu przez sześć dni oraz 1,5 mln zł zadośćuczynienia.

Była to druga tego typu sytuacja w okresie, kiedy Robert Feluś kierował „Faktem”. W sierpniu 2015 roku na pierwszej stronie dziennika pojawiło się zdjęcie śmiertelnie rannej 10-letniej dziewczynki (zmarła kilka godzin później), uderzonej siekierą w Kamiennej Górze. Publikację tej fotografii skrytykowało wielu dziennikarzy, blogerów i innych odbiorców.

Feluś początkowo bronił tej okładki, tłumacząc że tak powinien postępować tabloid w nadzwyczajnych sytuacjach. Jednak następnego dnia wydał oświadczenie, w którym przeprosił za publikację i przyznał, że była błędem.

- Odejście poprzedniego naczelnego pokazuje natomiast logikę, zgodnie z którą jeżeli szef się myli, co zostaje powszechnie uznane, traci nie tylko wiarygodność, także u swoich przełożonych i współpracowników, ale także pewność potrzebną do wytyczania kursu pisma. Jeśli nie jest to jednorazowa wpadka, właściciel może uznać, że naczelny gubi kurs, nie uczy się na własnych błędach - komentuje to prof. Maciej Mrozowski, medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego.

Czy obecnie redakcja „Faktu” będzie wyczulona, żeby nie zamieszczać tak drastycznych treści? - Wrażliwość Katarzyny Kozłowskiej jest z pewnością większa niż moja i myślę, że jest też większa niż wrażliwość Roberta Felusia. Sądzę, że ona nie dopuściłaby do pewnych publikacji, które pojawiały się w „Fakcie” czy „Super Expressie” - stwierdza Sławomir Jastrzębowski. - Ale nie oznacza to, że „Fakt” w jej wydaniu będzie łagodniejszy. Myślę, że będzie ostrzejszy w innych sytuacjach, na przykład w tematyce politycznej - zaznacza. Podobnego zdania jest Marek Tejchman. - „Fakt” cały czas ma mocny dział polityczny, potrafią wyciągnąć ważne informacje. W konsekwencji dostają strzały od polityków z każdej strony - mówi.

- Kobiety na stanowiskach naczelnych tabloidów nie są wcale łagodniejsze od mężczyzn, o czym dobitnie świadczy przypadek słynnego „News of The World”, którego redaktor naczelna rozpętała ogromną aferę w Anglii i Murdoch musiał ją spektakularnie zwolnić, zamykając gazetę - dodaje prof. Maciej Mrozowski.

Tabloidy łagodnieją ze starzejącymi się czytelnikami

Wchodząc 15 lat temu do Polski, „Fakt” mocno zmienił rynek prasy bulwarowej. Postawił na ostre, dosadne tytuły, eksponowanie drastycznych treści i krytykowanie znanych osób. W konsekwencji podobne zmiany wprowadził „Super Express”.

W ostatnich latach oba tabloidy złagodniały, na co złożyło się wiele czynników. - Wydaje mi się, że media tradycyjne na całym świecie, także talboidy jak „Bild” czy „De Telegraaf”, zdają sobie sprawę, że nie wygrają na brutalność, agresję z niszowymi serwisami internetowymi. Trzeba wymyślić i tworzyć swoją rolę na nowo - ocenia Marek Tejchman.

Natomiast według prof. Macieja Mrozowskiego nie tylko tabloidy złagodniały, co internet spopularyzował jeszcze ostrzejsze formy. - Hejt, do jakiego dochodzi na niektórych portalach i w mediach społecznościowych, jest znacznie poważniejszy od tego, co robią tabloidy. One przegrywają na tym froncie demonicznych plotek, wymyślonych newsów. Ponadto jedne tytuły żyją z innych, hejterzy czytają tabloidy i natychmiast podchwytują najostrzejsze publikacje. A odpowiedzialność prawną za nie ponoszą tabloidy - analizuje medioznawca.

- W pewnym sensie kończy się epoka tabloidów. Mistrz wychował uczniów: lata brutalnej tabloidyzacji z poprzednich dekad przełożyły się na jeszcze brutalniejszą tabloidyzację sieci w ostatnich latach - dodaje.

Od ponad dekady sprzedaż tabloidów, tak samo jak wszystkich dzienników, systematycznie maleje. Ich wydawcy muszą ograniczać koszty i mierzyć się z rosnącą konkurencją w internecie. - Trudno dziwić się roszadom personalnym w obecnych czasach, w których media tradycyjne się szamoczą, wiele tytułów prasowych cały czas notuje spadki czytelnictwa. Wydawcy nie mogą już odwrócić tego trendu, więc starają się przynajmniej go opóźnić, żeby nie wypaść z rynku przed konkurencją - komentuje prof. Mrozowski.

Według danych ZKDP w październiku br. średnia sprzedaż ogółem „Faktu” wynosiła 226 263 egz., o 8,5 proc. mniej niż rok wcześniej. Natomiast portal Fakt.pl w listopadzie br. zanotował 6,26 mln użytkowników i 83,43 mln odsłon (według badania Gemius/PBI).

Bardzo ostre publikacje zwiększają ryzyko procesów, a w sądach zapadają nieraz wyroki mocno niekorzystne dla mediów. Przykładowo w połowie br. Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał wyrok pierwszej instancji, zgodnie z którym wydawca „Super Expressu” ma publikować przez 30 dni na pierwszej stronie przeprosiny skierowane do Moniki Janowskiej (dawniej Głodek) i zapłacić jej 150 tys. zł. Powód? W 2013 roku w serii tekstów „SE” sugerowano, że Janowska i Janina Drzewiecka ukradły ubrania ze sklepu w USA.

Obie kobiety pozwały także wydawców „Faktu” i Pudelka, w procesach w różnych instancjach zapadły podobne wyroki. - W Polsce adwokaci chętnie podejmują się takich procesów, bo sądy przełamały się już w tej kwestii. W pierwszych latach po 1989 roku w sądach panowało jeszcze nastawienie: „Nie, nie będziemy karać dziennikarzy, bo robiono tak za komuny”. A dzisiaj już te argumenty odpadły, bo wiadomo, że jeśli ktoś zarabia na czyjejś prywatności i reputacji, to może zapłacić za spowodowane szkody - zwraca uwagę prof. Maciej Mrozowski.

Ponadto od dzienników drukowanych odwróciły się przede wszystkim młodsze osoby. W konsekwencji przez ostatnie 10 lat ich grupa czytelników mocno się postarzała. - Dawniej tabloidy prawie w ogóle nie pisały o emerytach, a teraz coraz częściej. Bo osoby w wieku 50-60 lat to ciągle lojalni czytelnicy takiej prasy - zauważa prof. Mrozowski. - Młodzi rzadko czytają prasę, a zwłaszcza tabloidy. W tej grupie tabloidy przegrywają ze smartfonami. Natomiast ci starsi czytelnicy łagodnieją, więc łagodnieją też tabloidy - dodaje medioznawca z UW.

Według danych ZKDP w październiku br. średnia sprzedaż ogółem „Faktu” wynosiła 226 263 egz., o 8,5 proc. mniej niż rok wcześniej. Natomiast portal Fakt.pl w listopadzie br. zanotował 6,26 mln użytkowników i 83,43 mln odsłon (według badania Gemius/PBI).

Autor: Tomasz Wojtas

KOMENTARZE (36) DODAJ OPINIĘ

W TYM TEMACIE

NAJPOPULARNIEJSZE

<WRÓĆ NA PRACA
Praca Start Tylko u nas