Prasa2018-06-21
74

Publicysta Krzysztof Wołodźko oskarżony o molestowanie. „Przeprosiłem prywatnie, a temat upubliczniono po naciskach”

Krzysztof Wołodźko, fot. Polskie RadioKrzysztof Wołodźko, fot. Polskie Radio

Portal Codziennikfeministyczny.pl opublikował artykuł Małgorzaty Szymaniak, współpracownicy kwartalnika „Nowy Obywatel”, w którym kobieta oskarża publicystę Krzysztofa Wołodźko o nachalne pisanie wiadomości o podtekście seksualnym, określając jego zachowanie molestowaniem. - Były to niestosowne zachowania, których żałuję. Nie mogę się jednak pogodzić z faktem, że postanowiono zrobić z nich sprawę publiczną. Temat upubliczniono w efekcie nacisków, żebym przeprosił za wszystko publicznie. Rozważam konsultację z prawnikiem - tłumaczy nam Wołodźko.

Szymaniak opisuje, że rok temu - w maju 2017 roku - otrzymała na Facebooku zaproszenie od Wołodźki, aby dodała go do znajomych. Przebywała wówczas w Krakowie na festiwalu myśli społecznej, którego dyrektorem był wtedy publicysta, z którym kobieta rozmawiała podczas imprezy. Po zakończeniu festiwalu Krzysztof Wołodźko zaczął wysyłać do Małgorzaty Szymaniak prywatne wiadomości, które po dwóch miesiącach zamieniły się w bardziej prywatne.

- (...) spytał mnie nagle, czy może powiedzieć mi „bardzo frywolny komplement”. Odmówiłam, uzasadniając to tym, że nie chciałabym, aby wpłynęło to negatywnie na nasz późniejszy kontakt. Rzeczywiście nie usłyszałam w końcu planowanej treści komplementu, jednak nie obyło się bez negocjacji: „Okej. Czyli zostanę z tym sam”, „Nie ukrywam że żałuję bo chciałbym Cię poaadorować” (pisownia oryginalna). Gdy już prawie się ugięłam, dowiedziałam się, że ten komplement byłby „[g]rzeczny, ale chyba podpadłby pod porno. :D” - opisuje Szymaniak.

- Krzysztof Wołodźko osiągnął tu całkiem sprytny efekt. Niby nie napisał mi niczego konkretnego, ale dał do zrozumienia, że ma seksualne fantazje na temat mojego ciała i chce, żebym o tym wiedziała. Ja natomiast nie potrzebowałam z jego strony bardziej obrazowych i dosłownych opisów, aby mimowolnie wyobrazić sobie coś podobnego i poczuć się obrzydliwie - dodaje.

Później okazało się, że kobiet zaczepianych przez publicystę jest więcej. Z relacji autorki artykułu na Codziennikfeministyczny.pl wynika, że miał on m.in. pytać "jakie mają na sobie majtki", nawiązywać w komentarzach do stosunku seksualnego oraz nachalnie wysyłać zaczepne komentarze, a po kolejnych odmowach - blokować na FB. - Mój kontakt z nim urwał się, gdy dodałam na instagram zdjęcie z klubu z rozpiętą koszulą, a on mi napisał w środku nocy „o rety, a myślałem, że jesteś taka grzeczna…” - cytuje wypowiedź jednej z kobiet.

Autorka przyznaje jednak, że chciała rozwinąć współpracę z kwartalnikiem „Nowy Obywatel” i zależało jej na dobrych kontaktach z redakcją. Dlatego starała się załagodzić relację z Krzysztofem Wołodźką. - Później Wołodźko znudził się już rozmowami ze mną i zaproponował co prawda jeszcze poprowadzenie spotkania w jego zastępstwie, jednak poza tym zwracał się do mnie raczej oschle i odpowiadał zdawkowo - przypomina Małgorzata Szymaniak.

„Przeprosiłem te osoby prywatnie, rozważam konsultację z prawnikiem”

Jednocześnie Małgorzata Szymaniak sugeruje, że Wołodźko jako ówczesny wicenaczelny „Nowego Obywatela” „najprawdopodobniej świadomie wykorzystywał swoją pozycję władzy wobec młodych osób ze środowiska, w którym był rozpoznawalny”. Kobieta poinformowała o wszystkim krakowską Spółdzielnię „Ogniwo” i redakcję „Nowego Obywatela”. Kolektyw Spółdzielni zarekomendował radzie nadzorczej usunięcie publicysty z grona spółdzielców, jednak Wołodźko sam zrezygnował. Natomiast redaktor naczelny „Nowego Obywatela” Remigiusz Okraska zażądał od swojego zastępcy przeproszenia osób poszkodowanych, jakiejś formy zadośćuczynienia oraz wystosowania publicznego oświadczenia o całej sprawie.

- Przeprosiłem część tych osób prywatnie. Wpłaciłem 2 tys. złotych na Fundację Pozytywnych Zmian z Bielska-Białej, ponieważ chciałem, żeby to nie były zdawkowe słowa. Nie byłem przełożonym żadnej z tych osób, w tym autorki, która zaznaczyła, że współpracowała ze mną później z własnej woli, i napisała tekście, że moje zachowanie było "oschłe". Utrzymywałem zdystansowaną formę komunikacji, żeby było jasne, że zaczepki już się nie powtórzą - tłumaczy w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Krzysztof Wołodźko.

- Były to niestosowne zachowania, których żałuję. Nie mogę się jednak pogodzić z faktem, że postanowiono zrobić z nich sprawę publiczną. Zadeklarowałem gotowość przeprosin każdej osoby, która uzna, że zachowałem się wobec niej niestosownie. Temat upubliczniono w efekcie nacisków, żebym przeprosił za wszystko publicznie, czego nie uznałem za słuszne. Obecnie rozważam konsultację z prawnikiem - dodaje Wołodźko.

Krzysztof Wołodźko jest dziennikarzem i publicystą, ekspertem Narodowego Centrum Kultury w Zespole ds. Polityki Lokalnej. Jego felietony ukazują się w „Gazecie Polskiej Codziennie”, a także są nadawane na antenie Polskiego Radia 24. Był związany z takimi mediami jak „Znak”, „Ha!art”, „Fronda Lux”, TV Republika, „W Sieci”, „Nowa Konfederacja”, „Rzeczpospolita”, „Pressje” i „Kontakt”.

Przypomnijmy, że w listopadzie 2017 roku w "Codzienniku Feministycznym" ukazał się tekst "Papierowi feminiści. O hipokryzji na lewicy i nowych twarzach polskiego #metoo". Autorki tekstu oskarżyły Jakuba Dymka i Michała Wybieralskiego m.in. o mobbing i molestowanie seksualne. Współpracę z Dymkiem natychmiast zawiesiła "Krytyka Polityczna", a Wybieralski odszedł z "Gazety Wyborczej".

Autor:łb

KOMENTARZE(74)DODAJOPINIĘ

W TYM TEMACIE

NAJPOPULARNIEJSZE

<WRÓĆ NAPRACA
PracaStartTylko u nas