PR2022-04-14
14

Sedesy, telewizory, stare ciuchy pod ambasadą Rosji w Warszawie. "Zasadniczy cel happeningu został osiągnięty"

W środę późnym popołudniem pod ambasadę Rosji warszawiacy przynieśli telewizory, żelazka, patelnie, tostery, stare krzesła i fotele. Przedmioty oblali czerwoną farbą. - Mam nadzieję, że zostaną przekazane rosyjskim żołnierzom tak spragnionym rabunku - mówi nam Wojciech Stanisławski, jeden z organizatorów akcji "Daj coś z worka dla orka!".

Happening zorganizowano w geście protestu przeciw licznym grabieżom dokonywanym przez rosyjskich żołnierzy na wojnie w Ukrainie. Kilka dni wcześniej podobna akcja odbyła się pod ambasadą Rosji w Londynie. Tam również Brytyjczycy zostawiali m.in. garnki, patelnie, suszarki do włosów, trampki, ubrania, a nawet pralkę. Wszystkie stare i zniszczone.

W Warszawie nie było inaczej. Przy ul. Belwederskiej, gdzie znajduje się ambasada Rosji w Polsce, po godz. 17:30 pojawili się ludzie z telewizorami, sedesami, tosterami, starymi krzesłami i fotelami. Przyniesiono też pralki, lodówkę, rower oraz pełno starych ubrań, maskotek i brudnych naczyń. W ten sposób warszawiacy odpowiedzieli na apel organizatorów akcji "Daj coś z worka dla orka!".

Portal Wirtualnemedia.pl jako pierwszy napisał o planowanym wydarzeniu. "Zbliża się Wielkanoc, czas wiosennych porządków. Przynieśmy stare tostery, prawie niedziurawe spodnie, lekko przypalone garnki - wszystko, co tak cieszy rosyjskich wojskowych, oficerów i dyplomatów. Nie jest to bynajmniej gest przyjaźni. Jeśli jednak prawdziwą motywacją wojsk, najeżdżających i pustoszących Ukrainę, jest, jak się okazuje, szansa na dochapanie się starego żelazka - może rosyjski personel dyplomatyczny zechce im je przekazać, zmniejszając choć trochę skalę zniszczeń i rabunków rosyjskich?" - zachęcali organizatorzy happeningu. Są nimi Wojciech Stanisławski, publicysta ("Teologia Polityczna", "Nowa Konfederacja"), współpracownik Muzeum Historii Polski, oraz Natalia Panchenko, szefowa inicjatywy Euromajdan-Warszawa, która od początku marca organizowała protest, blokując wyjazd tirów na Białoruś przez przejście graniczne w Koroszczynie.

Manifestanci krzyczeli "AGD dla FSB"

Wojciech Stanisławski w środę wieczorem nie krył radości. - Liczyłem na duży odzew ze strony warszawiaków i się nie zawiodłem. Przyszło kilkaset osób, którzy pozostawili sprzęt zajmujący kilkadziesiąt metrów sześciennych trawnika przed ambasadą rosyjską. Widziałem kilka pordzewiałych pralek, budę dla psa w całkiem niezłym stanie, wiele drobnej elektroniki, więc te przedmioty powinny zaspokoić najwybredniejsze gusta rosyjskich żołnierzy - mówi gorzko współorganizator.

- Mam nadzieję, że prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski nie zechce nas obciążyć kosztami wywozu tych przedmiotów, bo wtedy byłoby to dla nas dość kosztowne - żartuje już po happeningu Stanisławski, podkreślając, jak wiele przedmiotów przynieśli warszawiacy. - Mam nadzieję, że zostaną przekazane rosyjskim żołnierzom tak spragnionym rabunku albo będą dostarczone rosyjskiej prowincji.

Manifestujący pod ambasadą Rosji mieli ze sobą flagi ukraińskie, polskie, białoruskie-opozycyjne (biało-czerwono-białe). - Widziałem też zmodyfikowaną flagę rosyjską biało-niebiesko-białą z odjętym czerwonym paskiem. To symbol tej części Rosji, która nie zgadza się z rządami Władimira Putina - opowiada Stanisławski.

Uczestnicy happeningu krzyczeli pod ambasadą hasła: "AGD dla FSB", "Sława Ukrainie", "Dziękujemy Polakom" czy "Broń dla Ukrainy".

- Zasadniczy cel happeningu został osiągnięty. Chcieliśmy zwrócić uwagę na skalę rabunków i kradzieży dokonywanych przez armię rosyjską - wyjaśnia Wojciech Stanisławski. Do zgromadzonych nikt z ambasady nie wyszedł. - Byłbym zaskoczony, gdyby tak się stało - dodaje nasz rozmówca.

Autor:ram

KOMENTARZE(14)DODAJOPINIĘ

W TYM TEMACIE

NAJPOPULARNIEJSZE

<WRÓĆ NAPRACA
PracaStartTylko u nas