Jak można aktywną lobbystkę zagranicznego koncernu powołać do rady państwowego urzędu, do tego na przewodniczącą. Jaskrawy konflikt interesów!

W słowniku liberałów nie ma czegoś takiego, jak konflikt interesów. Oni tylko widzą takowy, jeśli zostaną odcięci od bezpośredniego wpływu na to, jak wygląda polityka danego resortu. Lewica (choć dla mnie to nic innego jak farbowane elity liberalne pozujące na socjaldemokratów) też dostrzega biedę, rozwarstwienie społeczne, zwraca uwagę na prawa pracownicze, ale tylko jeśli nie ma bezpośredniego wpływ na nic. Taka propagandowa sztuka dla sztuki. W angielskim jest na to fajny termin - lip service.