PR2015-03-16
15

Unikanie mediów przez Magdalenę Ogórek samobójczą strategią kampanii wyborczej

Działania komunikacyjne Magdaleny Ogórek jako kandydatki na prezydenta trudno nazwać kampanią. Ona sama nie ma żadnych relacji z mediami, a jej strategia najpierw mogła intrygować, a potem już tylko irytować - oceniają dla Wirtualnemedia.pl Krzysztof Skórzyński, Kamila Biedrzycka-Osica, Grzegorz Cydejko, Mikołaj Wójcik i Joanna Pruszyńska-Witkowska.

Z kolei Krzysztof Skórzyński z TVN24 podkreśla, że jeżeli media w kampanii mają spełniać rolę przekaźnika między kandydatką a jej wyborcami i jeżeli mają przekazywać poglądy tejże na istotne sprawy, to te relacje należy ocenić jednoznacznie źle. - Nieustanne milczenie, przerywane raz na jakiś czas lakonicznymi zdaniami o bardzo ogólnej treści nie jest poważnym traktowaniem wyborców. A tym samym co najmniej utrudnia to mediom wypełnianie ich roli. Zwłaszcza w kampanii wyborczej - uważa Skórzyński.

-  Wyborcy zasługują na pełną wiedzę o poglądach i kwalifikacjach poszczególnych kandydatów na wybieralne funkcje. Z punktu widzenia zasad demokracji, żaden z kandydatów nie może być oceniony na razie jako otwarty na współpracę z dziennikarzami i komunikację ze wszystkimi grupami społecznymi, do których docierają różnorodne media. Taką postawę tylko po części tłumaczy fakt, iż wiele mediów jest programowane przez właścicieli na sprzyjanie lub zwalczanie tej czy innej kandydatury - mówi Grzegorz Cydejko z „Forbesa”. - W podobnych warunkach ostrej polaryzacji politycznej działają jednak sztaby wyborcze w niemal wszystkich demokracjach liberalnych. Dlatego ocena sposobu komunikowania kandydata z wyborcami musi być dokonana na podstawie takich aspektów, jak program, gotowość i realna współpraca z różnorodnymi mediami na przestrzeni całej kampanii wyborczej. Na taką ocenę jest jeszcze za wcześnie w odniesieniu do wszystkich kandydatów w obecnych wyborach  podkreśla Cydejko.

Joanna Pruszyńska-Witkowska przestrzega, że nawet jeśli przed samymi wyborami strategię Magdaleny Ogórek próbowano by zmienić, trudno będzie teraz ocieplić te relacje.

Pytani przez Wirtualnemedia.pl dziennikarze nie dają jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy obrana przez Magdalenę Ogórek strategia komunikacji jest słuszna i dobra. - Dla kandydatki? Może się okazać skuteczna. Dla SLD? Również. Niewykluczone, że Magdalena Ogórek będzie jedyną kandydatką, której uda się zebrać wymagane 100 tysięcy podpisów, uprawniających do startu w wyborach. Jeżeli będzie jedyną kobietą w gronie mężczyzn, otrzyma z pewnością jakąś wyborczą premię. Poprze ją pewnie także część młodych wyborców, dla których będzie się wyróżniać na tle znanych „politycznych twarzy”. A im bardziej i im dłużej milczy, tym trudniej będzie ją oceniać w kategoriach poglądów i tego co ma lub nie ma do powiedzenia. Niewykluczone jednak, że jest grupa wyborców, dla której to akurat może mieć marginalne znaczenie - ocenia Krzysztof Skórzyński.

- Niektórzy twierdzą, że dobrą czy złą strategię ocenia się po skutkach. Nie zgadzam się z tym. Na dwa miesiące przed głosowaniem mało znana kandydatka jest wciąż mało znana. Co z tego, że stała się rozpoznawalna? Wyborcy przy urnach podejmują racjonalny wybór. Jeśli Ogórek i SLD liczą na więcej niż 7-8 procent głosów, to tę strategię muszą zmienić. To ostatni dzwonek - uważa z kolei Mikołaj Wójcik.

 

Zdaniem Kamili Biedrzyckiej-Osicy strategia obrana przez Magdalenę Ogórek jest bardzo ryzykowna i trudno przewidzieć, czy przyniesie pożądany efekt. - Z jednej strony bowiem powstaje wrażenie strachu kandydatki o to jak wypadnie w starciu z dziennikarzami i obawy jej własnego sztabu o przygotowanie merytoryczne. Z drugiej jednak brak wchodzenia w jałowe spory retoryczne z ogranymi twarzami polskiej polityki może skutkować zaciekawieniem wyborców i efektem świeżości - mówi Biedrzycka-Osica.

Mikołaj Wójcik zwraca uwagę, że kampania wyborcza to specyficzny czas, w którym nie ma miejsca na lubienie czy nielubienie danego tytułu, stacji czy dziennikarza. - Taka otwartość w połączeniu z kontrolą przekazu przez sztab wyborczy kandydata może działać cuda. Może, nie gwarantuje ich. Ale gwarantuje, że bez tego kandydat sam sobie strzela w plecy.
To dlatego kampania Andrzeja Dudy oceniana jest jako świetna i przynosi owoce – bo zaprasza wszystkich, którzy chcą do Dudobusa, zaprosił na konwencję liderów opinii z Twittera, nie daje przestrzeni na rozpamiętywanie błędów, czy grzebanie w przeszłości, bo nie pozwala na to dynamika zdarzeń. Kampania prezydenta Bronisława Komorowskiego zbiera słabe oceny – piszę to przed sobotnią konwencją, która może być momentem zmiany - bo nie ma w sobie elementu zaskoczenia. I to nie dlatego, że prezydent jest znany. Tam wyraźnie widać brak pomysłu na zainteresowanie ludzi i mediów kampanią – zwraca uwagę Wójcik.

 

Zdaniem Joanny Pruszyńskiej-Witkowskiej kandydat na prezydenta powinien prowadzić otwartą politykę komunikacyjną. Nie oznacza to oczywiście, że jest dostępny zawsze i wszędzie dla wszystkich. - Silny, inteligentny kandydat lub kandydatka, pewny swojego zaplecza, nie powinien unikać wystąpień publicznych, debat, wywiadów. Im częściej będą widzieć i słuchać go wyborcy, tym jego szanse będą wyższe. Tak byłoby w świecie idealnym. Prezydent, choć stanowisko to często nazywa się w Polsce żyrandolowym, musi mieć własne zdanie, charyzmę, nie może się przez pięć lat ukrywać za sztabowcami, musi radzić sobie w trudnych sytuacjach choćby z zakresu polityki zagranicznej czy decyzji o podpisaniu ustaw, zawetowaniu ich czy skierowaniu do Trybunału. Polacy zdają sobie z tego sprawę - mówi.

- Trudno  zgadnąć, czym mieliby kierować się wyborcy Magdaleny Ogórek. Poza urodą i  faktem, że część osób zagłosowałoby na kandydata SLD niezależnie kim by był. Niewielu przekona pewnie nieco  spiskowa teoria forsowana przez jej sztab, zgodnie z którą fakt, że źle wypadają jej np. spotkania z wyborcami to tylko efekt wrogiego nastawienia redakcji. Nie tłumaczy to milczenia lub słabych odpowiedzi. Trudno się reakcjom mediów dziwić, ponieważ ze wszystkich kandydatów to właśnie Ogórek najbardziej ich unika. Jeśli jedzie w teren, stara się to robić "z zaskoczenia". Dochodzi do absurdalnej sytuacji, gdy stacjom łatwiej pozyskać wypowiedź obecnego, okopującego się na stanowisku prezydenta, niż przynajmniej w teorii ambitnej, energicznej, wykształconej kobiety - dodaje.

W jej opinii SLD zachowuje się tak, jakby uznało swoją decyzję za błąd, jakby starało robić dobrą minę i minimalizować straty. - Jakby obawiało się, że dopuszczając kandydatkę do głosu będzie mieć problem z porównaniami do Sarah Palin. Szkoda - dodaje Pruszyńska-Witkowska.

Kamila Biedrzycka-Osica zwraca natomiast uwagę, że polityka komunikacyjna kandydata na prezydenta zależy od samego kandydata i jego znajomości lub braku z konkretnymi dziennikarzami. - Może być to relacja bezpośrednia lub przez rzecznika czy szefa sztabu. Forma kontaktu nie ma większego znaczenia, ważne, żeby była efektywna. To znaczy sztab musi wyznaczyć konkretną osobę, która zajmuje się relacjami z mediami - odbiera telefony, odpisuje na SMSy, prowadzi kalendarz. Bez tego mamy chaos i wrażenie niedorośnięcia do poważnej sprawy jaką jest start w wyborach prezydenckich - mówi Biedrzycka-Osica. Dodaje, że żadnemu kandydatowi nie uda się jednak dotrzeć do wszystkich zainteresowanych, dlatego ważna jest także obecność w mediach. - W końcu nie samymi spotami wyborca żyje -podsumowuje.

Autor:Beata Goczał

KOMENTARZE(15)DODAJOPINIĘ

W TYM TEMACIE

NAJPOPULARNIEJSZE

<WRÓĆ NAPRACA
PracaStartTylko u nas