SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Recenzje płytowe: Massive Attack, Red Hot Chili Peppers, Anna Serafińska

W skali od jednej do sześciu gwiazdek ocenia Robert Patoleta.

MASSIVE ATTACK “COLLECTION” *****

Grupa z Bristolu płytą z największymi przebojami przypomina, jak wielki wpływ miała na muzykę klubową lat 90.

Pamiętacie teledysk „Unfinished Sympathy” w którym czarnoskóra Shara Nelson przemierza amerykańską ulicę? To pierwszy i największy przebój Massive Attack, zespołu DJ-ów znanych pod pseudonimami: 3D, Daddy G, Mushroom oraz Tricky (który zrobił później karierę solową). Razem stworzyli nowy nurt zwany trip hopem. Połączyli wyraźne i miarowe rytmy zaczerpnięte z hip hopu z gęstą, mroczną atmosferą znaną miłośnikom narkotykowych odlotów.

Jednak ich pierwsze dwie płyty – „Blue Lines” i „Protection” były bliższe muzyce pop i dance. Dopiero na niezwykłej „Mezzanine” pokazali tak naprawdę na co ich stać. Ich czwarty krążek „100th Window” potwierdził, że podobnie jak Bjork, obrali bardziej ambitną i trudniejszą drogę.

Członkowie zespołu panują nad całym materiałem, zawsze zachowują klimat niepewności i upojenia. Jednak ich rapowane melodeklamacje i zaśpiewki są jedynie dodatkiem do świetnych głosów pań zapraszanych na płytę. A zawsze są to wokalistki nietuzinkowe, choć zazwyczaj niezwiązane ze sceną klubową. To one zaśpiewały największe przeboje grupy. Wśród nich znalazły się: Tracey Thorn z Everything But The Girl, która swoim wysokim smutnym głosem wykonała „Protection”, zmysłowa Elizabeth Fraser w „Teardrop”, efemeryczna Sinead O’Connor w „What Your Soul Sings”, a nawet łagodniejsza niż zazwyczaj Madonna w przeróbce klasyka Marvina Gaya „I Want You” (tutaj tylko w wydaniu dwupłytowym).

W ostatniej piosenkę na krążku - „Live With Me”, i jednocześnie singlu promującym całość, udziela się Terry Callier, gwiazdor R’n’B lat 60 i 70. Nagranie utrzymane jest w stylu znanym z początków działalności grupy. Czyżby wiec powrót do korzeni? Niekoniecznie. Masywni przygotowują już nową płytę „Weather Underground”, na której śpiewać ma rockowa weteranka Patti Smith. Możemy być pewni, że jeszcze nie raz nas zaskoczą.


RED HOT CHILI PEPPERS „STADIUM ARCADIUM” ****

Zachwyty krytyków nad tą płytą nie milkną. A tak naprawdę chłopaki po prostu nie schodzą poniżej wyznaczonego poziomu.

A wysoką poprzeczkę ustawili sobie dawno, bo już ponad 20 lat temu. Wtedy odkryli, że przyjemność sprawia im nie tylko występowanie na golasa ze skarpetkami na przyrodzeniach, ale również mieszanie gatunków. Kochali zarówno punk, jak i funk, dlatego postanowili połączyć oba nurty. Jako jedni z pierwszych pokazali, że wymieszanie muzyki typowej dla białasów z typowo czarnymi dźwiękami może być wykonalne. Więcej, może cieszyć się dużym powodzeniem.

Słuchacze zrozumieli to w 1991 roku, kiedy płyta Red Hotów „Blond Sugar Sex Magik” z hitami „Give It Away” oraz „Under  The Bridge” sprzedała się w hurtowych ilościach. Tak popularna był również album „Californication”. Zespół uwielbia nie tylko słońce Kalifornii, ale przede wszystkim kalifornijskie dziewczyny. Najnowszy singiel nosi przecież tytuł „Dani California”. Wokalista Anthony Kiedis wybrał najlepsze cechy wszystkich swoich narzeczonych i stworzył z nich idealną dziewczynę o której teraz śpiewa.

Zespół w dalszym ciągu doskonale wypada zarówno w szybkich, energetycznych kawałkach, jak i w bardziej rzewnych balladach. Wypracował własny styl, którego konsekwentnie się trzyma. Zarówno Kiedis, zakręcony gitarzysta Flea i cała reszta bandy, nie muszą już eksponować umięśnionych ciał. Ich nagrania (a jest ich na dwupłytowym „Stadium Arcadium aż 28) wystarczą, aby skutecznie zwrócić na siebie uwagę i wywrzeć zasłużone wrażenie.


ANNA SERAFIŃSKA „GADU GADU” ****

Teksty Agnieszki Osieckiej w rytmie jazzu i bossa novy? Jeśli w wykonaniu Seravki i zdolnych muzyków, to jak najbardziej.

Że Osiecka była genialną poetką i jedyną w swoim rodzaju autorką tekstów piosenek, tłumaczyć nie muszę. Że jej teksty wykonywali wybitni wokaliści, również nie muszę wyjaśniać. Ale trzeba obwieścić światu, że Anna Serafińska poradziła sobie z interpretacjami piosenek doskonale.

Wokalistka znana jest przede wszystkim w kręgach jazzowych. I w takiej stylizacji nagrane są piosenki na „Gadu Gadu”. Nawet najbardziej ortodoksyjni fani twórczości Wielkiej Nieobecnej nie znajdą jednak powodów do bojkotu płyty (protesty są przecież teraz modne). Owszem, niektóre kawałki – „Sing Sing”, „Zielono mi”, czy kompozycja tytułowa różnią się od oryginałów zdecydowanie. Nie jest to jednak wadą. Stylistyka proponowana na płycie pasuje do klimatów twórczości poetki. Zwłaszcza, że sposób interpretacji jest niebywale dojrzały i taktowny. Barwa wokalu Anny przypomina niekiedy głos Hanny Banaszak (jest to oczywiście komplement).

Warto po ten krążek sięgnąć z dwóch powodów. Pierwszy – ze znanych niemal wszystkim standardów powstała nowa ciekawa jakość. Drugi – trzeba się o tym przekonać, tym bardziej, że w książeczce do płyty wokalistkę chwali sama Magda Umer. A to naprawdę coś znaczy.

Dołącz do dyskusji: Recenzje płytowe: Massive Attack, Red Hot Chili Peppers, Anna Serafińska

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl