SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Jerzy Modlinger, szef „Teleexpressu”

Z Jerzym Modlingerem, szefem „Teleexpressu”, rozmawiamy o tajemnicy sukcesu tego programu oraz jego jubileuszu 25-lecia istnienia, rzetelności dziennikarskiej, sztandarowych programach informacyjnych emitowanych w TVP oraz stacjach komercyjnych, jak również o polskim rynku mediów.

Krzysztof Lisowski: „Teleexpress” obchodzi w tym roku jubileusz 25-lecia istnienia. Pamięta Pan jeszcze ten program z samych jego początków?

Jerzy Modlinger, szef „Teleexpressu”:
Oczywiście, w latach 80. „Teleexpress” był „świeżym powiewem”, który miał przyciągnąć młodych widzów przed telewizory. „Dziennika Telewizyjnego” prawie nikt nie oglądał, a wiarygodność tego programu była zerowa. „Teleexpress” zaproponował kilka fajnych chwytów formalnych, które potrafiły zaciekawić. Gdy na przykład pokazywano w „Teleexpressie” dziennikarzy biegających po pakamerze z depeszami, było to grane, ale pomysł był niezły. Dzisiaj uważam, że Józef Węgrzyn - twórca nie tylko „Teleexpressu”, ale także „Panoramy” - miał dar do - jak to się teraz mówi - tworzenia formatów.

Jednak były momenty, kiedy „Teleexpress” był zagrożony i chciano go zrzucić z anteny?

Pamiętam, jak na początku lat 90. chciano zredukować liczbę programów informacyjnych, w tym „Teleexpress”. Miały zostać „Wiadomości” w Programie 1 i „Panorama” w Dwójce. Wtedy okazało się, że oglądalność „Teleexpressu” jest tak duża, że można mówić o oddzielnej marce. Wtedy „Teleexpress” został uratowany przed unicestwieniem.

Przez 25 lat rzeczywistość bardzo się zmieniała, a formuła „Teleexpressu” pozostała właściwie bez zmian. Dlaczego?

To prawda. Przez te wszystkie lata ze zdumieniem przyglądałem się, jak ten program jest żywotny, jak zmienia się wokół niego rzeczywistość, a on w sumie nadawany jest wciąż w tej samej formule, która się sprawdza. 25 lat w telewizji to cała epoka. Przeskoczyliśmy w świat nowych mediów, teraz wszystko robi się z pomocą komputerów. Przed laty, co teraz nie jest takie oczywiste, wszystkie materiały były pisane na maszynie. Telewizja została skomputeryzowana mniej więcej w 1994 roku. Pojawiło się coś, co z angielskiego nazywamy infotaitment. Nagle uświadomiliśmy sobie, że to my jesteśmy właśnie infotaitment. Zanim to pojęcie powstało, my już realizowaliśmy „Teleexpress”, czyli program, który ludziom mówi prawdę, przekazuje informacje rzetelne i sprawdzane, ale równocześnie nie przesadzamy w szukaniu dziury w całym, a raczej szukamy wiadomości optymistycznych, miłych, sympatycznych.

Te przyjemne informacje to pewnie np. patronat nad panterami z warszawskiego zoo? Inne stacje też zaczynają iść w tym kierunku. „Dzień Dobry TVN” ma patronat nad oślicą.

Interesujemy się zwierzątkami, na przykład naszymi śnieżnymi panterami w warszawskim zoo. Gdy coś z nimi się dzieje, my przy tym, oczywiście, jesteśmy. Gdy ludzie robią coś pomysłowego, to też im patronujemy. Mamy sportowców ekstremalnych, jak Kinga Baranowska, która wspina się na ośmiotysięczniki, czy żeglarz, który samotnie płynie dookoła świata z naszym logo. Słowem – budujemy wokół siebie taki świat ludzi pozytywnie zakręconych, aby tchnąć w widzów trochę optymizmu. Uczy się nas, że good news is bad news. My szukamy raczej tych dobrych wiadomości, które pozwalają ludziom żyć optymistycznie, bo jednak ten świat, choć jest ponury, nie jest aż tak okropny, jak to często wynika z telewizji, która lubi, gdy coś złego się dzieje. Może teraz media odrobinę się opamiętały, ale jeszcze do niedawna każda sensacja dla telewizji była dobra. W „Teleexpressie” zawsze z dystansem podchodzimy do złych wiadomości.

Pod adresem niektórych programów informacyjnych TVP w ostatnich miesiącach były kierowane liczne zarzuty o brak obiektywizmu. Czy uważa Pan, że „Teleexpress” pozostał neutralny w relacjonowaniu np. kwestii politycznych?

W „Teleexpressie” uniknęliśmy wypaczeń i przechyłów. Co do innych programów, to nie chcę się wypowiadać. Każda stacja ma swoje sympatie i antypatie polityczne, które czasem widać na ekranie. My po prostu robimy mniej polityki. Nie angażujemy się w spory polityczne, o najważniejszych wydarzeniach politycznych informujemy na „górce”, czyli w pierwszych dwóch – trzech tematach, a potem idziemy między ludzi, pokazujemy ich troski codzienne, radości, smutki. Są takie sprawy codzienne, którymi politycy także powinni się zajmować – i zajmują się, ale na tym niższym szczeblu, kiedy już wyłącza się kamery i reflektory gasną. Generalnie unikamy angażowania się. Inne mainstreamowe programy informacyjne przeważnie są uwikłane politycznie, tak jest na całym świecie. We flagowych programach informacyjnych samej polityce poświęca się więcej miejsca. W związku z tym rozwija się tematy polityczne i wtedy pojawiają się naciski, aby pójść w tę, a nie inną stronę. My tego unikamy.

Które programy informacyjne ceni Pan najbardziej? Pytam nie tylko o TVP, ale także o inne stacje?


Jestem pod wrażeniem „Wiadomości”, które w ostatnim czasie bardzo się zmieniły, są dobrze przygotowywane i dobrze się je ogląda. W listopadzie ub. r. na zlecenie Fundacji Batorego przeprowadzono nawet badania, w których brano pod uwagę cztery główne programy informacyjne: „Wiadomości”, „Fakty”, „Wydarzenia” i „Panoramę”. „Teleexpress” został pominięty, nie uważają nas widać za tego typu program (śmiech). Porównano tam materiały z miesiąca zaangażowane politycznie i okazało się – co zdumiewające – że najbardziej zaangażowane politycznie były „Fakty”, które najwięcej czasu poświęcały PIS-owi. Oczywiście nie były to „Fakty PiS-owskie”, tylko był to okres, gdy rozwijał się PJN i „Fakty” relacjonowały stosunek PJN do PiS-u.

No właśnie. Co Pan myśli o „Faktach” w TVN oraz o „Wydarzeniach” w Polsacie?

Myślę, że oba te programy, z natury rzeczy, stały się bardziej komercyjne niż „Wiadomości” – to nie jest ocena, tylko konstatacja. Po dwóch, trzech materiałach politycznych dają właśnie infotaitment, materiały nacechowane emocjonalnie, sensacje. „Wiadomości” pozostają bardziej „stateczne”, to znaczy: więcej w nich ważnych wiadomości z kraju, więcej zagranicy.

Czy uważa Pan, że polskie programy informacyjne są przygotowywane rzetelnie?

Można powiedzieć, że w ostatnich latach w głównych programach informacyjnych podwyższył się poziom rzetelności dziennikarstwa. A „Wiadomości”, które zmiana czołówki znacznie uatrakcyjniła, bardzo starają się wyważyć wszystkie racje. W comiesięcznych badaniach trackingowych, które są swoistym konkursem na najbardziej interesujące i rzetelne przedstawienie sprawdzonych informacji, „Teleexpress” w prawie wszystkich kategoriach jest na czele. Oznacza to, że jesteśmy najbardziej godni zaufania. Zabawne, że wygrywamy nawet w kategorii: przedstawianie różnych punktów widzenia. Wygrywamy, chociaż jesteśmy programem pobieżnym, informacje przedstawiane są ogólnie i siłą rzeczy nie jesteśmy w stanie pokazać wszystkich punktów widzenia. Ale tak nas oceniają widzowie. „Wiadomości” natomiast za punkt honoru stawiają sobie przedstawianie różnych punktów widzenia. Niestety trudno im przełamać opinię, jaka na nich ciąży. Łatwiej jest stracić dobrą opinię niż ją potem odzyskać.

Z badań przeprowadzonych przez SDP wynika, że „dziennikarze nie są profesjonalni, nie są zbyt uczciwi, nie czują się bezpiecznie w zawodzie, są słabo lub źle wykształceni, uprawiają zawód z przypadku, są źle wynagradzani, nie zachowują obiektywizmu”. SDP zrobiło też badania na temat zawartości najważniejszych telewizyjnych programów informacyjnych w listopadzie 2010. Okazuje się, że „pogoń za newsami, bez względu na ich wartość, cechuje wszystkie programy, różnic jest niewiele, a jeśli chodzi o zakres wiadomości własnych i ich różnorodność na czoło wysuwają się nieco „Wydarzenia” w Polsacie”… Co Pan na to?

Tak ogólnie sformułowanej opinii nie da się obronić. W największych mediach, gdzie pracuje elita dziennikarska jest inaczej niż w mediach niszowych, małych portalach. Zapewniam Pana, ze w „Teleexpresie” pracuje elita polskich dziennikarzy – ludzie, którzy świetnie posługują się językiem polskim, są doskonale zorientowani w polskiej rzeczywistości i bez trudu oddzielają prawdę od fałszu. Inną sprawą są zarobki i bezpieczeństwo socjalne. Moi dziennikarze nieźle zarabiają, a na tle całego środowiska nawet bardzo nieźle, ale etaty, cały „socjal”, to już pieśń przeszłości. Pamiętajmy, że nie ma zawodu: dziennikarz. Pisać każdy może… Najważniejszą umiejętnością staje się sprawność. Najlepszy jest ten, kto potrafi, nie odrywając się od biurka, napisać trzy teksty w dwie godziny.

Czy w najbliższych miesiącach planujecie jakieś zmiany w „Teleexpresie”?

Jeśli mamy coś dodatkowego zrobić, to pozyskać tych, którzy nas jeszcze nie oglądają. Program, który ma tak wysoką oglądalność jak my, trzeba promować w różnych innych mediach i porach antenowych. Temu m.in. poświęcona była czerwcowa akcja promocyjna związana z 25-leciem: koncert w Opolu, panel dyskusyjny „Fenomen Teleexpressu”, który odbył się 21 czerwca w Domu Dziennikarza, i pokazywanie naszych dziennikarzy poza „Teleexpressem”. Szczególnie panel okazał się bardzo ciekawy. Zależy nam na upowszechnieniu przedstawionych tam tez. Co tu dużo mówić: chwalili nas medioznawcy i językoznawcy – więc jeśli chodzi o formułę programu, to nie planujemy zmian. Lepsze jest wrogiem dobrego, a ja jestem wrogiem zmian dla zmian.

Siłą „Teleexpressu” są bezsprzecznie znane twarze, związane z programem od wielu lat.

Bez wątpienia jest to siła „Teleexpressu”. Znowu mogę powołać się na badania, które wykazały, że Maciej Orłoś i Kamil Durczok to dwaj najlepsi i najpopularniejsi prezenterzy polskich stacji w ogóle. Zaraz za nimi jest Beata Chmielowska-Olech. Tak więc dwoje prezenterów „Teleexpressu” znajduje się w ścisłej czołówce najbardziej lubianych prezenterów w polskich telewizjach. Są oni rzeczywiście wielką wartością „Teleexpressu” i gdy myślę o promocji programu, o jego rozwoju, to zawsze w kontekście Maćka i Beaty. Mam nadzieję, że ta współpraca jeszcze długo będzie się rozwijać.

Rozmawiamy o osobowościach związanych z „Teleexpressem”. Muszę zatem zapytać o Katarzyną Trzaskalską, którą poinformował Pan telefonicznie o zwolnieniu z redakcji programu. Spotkało się to z negatywną reakcją samego prezesa TVP. Może Pan to skomentować?
Nie mogę.

Może jednak zdradzi Pan przynajmniej, jakie były okoliczności tej sprawy?

Nie zdradzę.

Jest jakiś program informacyjny na świecie, z którym chciałby Pan porównać „Teleexpress”?

Raczej wprost przeciwnie. Uważam, że jesteśmy jedyni w swoim rodzaju. Zrobiliśmy swego rodzaju infotaitment, zanim poznaliśmy w ogóle ten termin. Wiemy też, że były w komercyjnych stacjach próby powielenia formatu „Teleexpressu”, ale to nie wyszło. Ja uważam, że konieczne jest wręcz opisanie „formatu Teleexpressu”. „Teleexpress” to już nie tylko program informacyjny, ale właśnie format.

Wiem, że w redakcji „Teleexpressu” pracują przede wszystkim młodzi ludzie? Redakcja jest zamknięta na starszych, doświadczonych dziennikarzy?

Gdy młodzi reporterzy czy praktykanci dołączają do naszego programu, jakby w naturalny sposób wchodzą w ten program i po kilku latach stanowią jego trzon. U nas nie ma wielkich transferów dziennikarskich, jest jedynie naturalna wymiana pokoleniowa. Istotą „Teleexpressu” jest też język. Staramy się pisać lekko, żartobliwie. Napisać krótki tekst „teleexpressowy” nie znaczy pominąć jakieś rzeczy z braku czasu. W takim materiale musi być zawarte wszystko, ale ujęte sprawnie i lekko w kilku zdaniach. Nie jest więc tak, że oglądamy jakieś inne stacje telewizyjne i uczymy się od nich, raczej oni od nas się uczą (śmiech). Proszę zauważyć, że styl naszych puent teleexpressowych może nie kopiują, ale „kupują” inne firmy. Nie wyprze się tego np. Maciej Mazur, wywodzący się od nas dziennikarz „Faktów”. Styl celnych puent i żartobliwego języka wywodzi się z naszej szkoły.

Czy ma Pan jakiś ulubiony zagraniczny program informacyjny?

W latach 80. mieszkałem jakiś czas we Francji. Program informacyjny, emitowany w drugim kanale telewizji francuskiej d'Antenne 2, prowadzony przez Christine Ockrent, to program, na którym można się wzorować. Gdy w 1989 roku tworzyliśmy „Wiadomości”, to doświadczenie – doświadczenie widza – było dla mnie takim dobrym przykładem i wzorem do naśladowania.

O rozmówcy
Jerzy Modlinger jest szefem „Teleexpressu” od stycznia br. Z wykształcenia polonista. Z TVP był związany w latach 1989-2001. Współtworzył „Wiadomości”, był szefem redakcji politycznej, wydawcą, korespondentem zagranicznym i przewodniczącym Komisji Etyki TVP II kadencji. Wcześniej był redaktorem, m.in. „Tygodnika Solidarność”, później podziemnego kwartalnika społeczno-politycznego „Karta” oraz członkiem pierwszego zespołu „Gazety Wyborczej” i redaktorem jej działu politycznego. Od 2000 roku prowadził własną firmę Jerzy Modlinger - Media. W 2008 roku był współpracownikiem Studia Filmowego Media - Kontakt. W latach 2001-2006 członek zarządu i prezes Fundacji Centrum Prasowe dla Krajów Europy Środkowo-Wschodniej.

Dołącz do dyskusji: Jerzy Modlinger, szef „Teleexpressu”

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl