SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

„Puls Biznesu” artykułem „House of Cards. Po polsku” staje po stronie biznesu uwikłanego w aferę taśmową (opinie)

Z tekstu „Pulsu Biznesu” wynika, że sprawa podsłuchów jest bardzo zawiła. Publikacja nie przyczynia się do rozjaśnienia tego problemu, choć dziennik staje po stronie biznesu uwikłanego w tę aferę - okładkowy artykuł z poniedziałkowego „PB” komentują dla Wirtualnemedia.pl Michał Szułdrzyński, Joanna Lichocka i Wojciech Surmacz.

W poniedziałkowym wydaniu dziennika „Puls Biznesu” opublikowano tekst Marcina Goralewskiego pt. „House of Cards. Po polsku”, w którym znalazła się sugestia, że za ujawnienie podsłuchów w czerwcu 2014 roku, akcje służb specjalnych, a także niedawne wejście Centralnego Biura Antykorupcyjnego do PZU oraz próby zmian zarządu w KGHM odpowiedzialny jest Grzegorz Schetyna, obecnie szef MSZ w rządze Ewy Kopacz.

Artykuł zastępcy redaktora naczelnego „PB” promowany był na okładce dziennika. Tytuł oraz czcionka nawiązywały do amerykańskiego serialu „House of Cards”, w którym główny bohater - charyzmatyczny kongresmen Francis Underwood (w tej roli Kevin Spacey) - stara się skutecznie obalić prezydenta Stanów Zjednoczonych, aby objąć tę funkcję. Skojarzenia Underwooda ze Schetyną pojawiały się wśród publicystów już wcześniej.

Kilka dni temu agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego weszli do mieszkań kilku managerów średniego szczebla zatrudnionych w PZU. W tekście Goralewskiego znajduje się sugestia, że właśnie po tej akcji na światło dzienne mają wyjść kolejne taśmy z podsłuchanych rozmów w restauracji Sowa i Przyjaciele. Wśród nagranych miał się znaleźć prezes PZU Andrzej Klesyk.

„Puls Biznesu” twierdzi, że nagranie lub treść podsłuchanej rozmowy prezesa PZU trafiły już do wybranych dziennikarzy, a przynajmniej do „tego, który upublicznił nagrania w czerwcu 2014 roku”. - Niebawem zostanie upubliczniona - twierdzi dziennik. Chodzi o Piotra Nisztora, który latem ub.r. dostarczył nagrania tygodnikowi „Wprost” (więcej na ten temat).

Marcin Goralewski wyjaśnia portalowi Wirtualnemedia.pl, że w ostatnim czasie redakcji „Pulsu Biznesu” nie proponowano publikacji nielegalnych podsłuchów. - Komentarz został opublikowany, ponieważ dotyczy styku polityki i biznesu - tłumaczy okładkowy artykuł z poniedziałkowego wydania.

Sugestiom zawartym w tekście zaprzecza w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Piotr Nisztor. - Nie wiem, skąd gazeta ma informacje, że mogę rzekomo posiadać jakiekolwiek nagrania. Nie mogę jednak wykluczyć, że powodem artykułu w „Pulsie Biznesu” były pytania, jakie w sprawie spotkania Andrzej Klesyk - Wojciech Sobieraj wysłałem do PZU - twierdzi Nisztor.

Warto przypomnieć, że w 2012 roku „Puls Biznesu” ujawnił film ze spotkania działacza PSL Władysława Serafina z Władysławem Łukasikiem, byłym prezesem Agencji Rynku Rolnego. Materiał dostarczył do redakcji Piotr Nisztor, kiedy pracował w redakcji dziennika. W wyniku afery określanej jako taśmy Serafina do dymisji podał się szef resortu rolnictwa Marek Sawicki.

>>> Przeglądaj okładki „Pulsu Biznesu” w naszym dziale Jedynki

Michał Szułdrzyński, publicysta „Rzeczpospolitej”, przyznaje, że przeczytał okładkowy tekst „Pulsu Biznesu”, ale nie bardzo rozumie, po co go opublikowano. - Nie wiem, czy to tekst informacyjny, czy publicystyczny. Czy to subiektywne odczucia autora, czy też przedstawione czytelnikom zostały jakieś konkretne fakty czy zarzuty wobec konkretnych osób - zauważa Szułdrzyński.

- Nie mam problemu z tym, że dziennik biznesowy komentuje sytuację polityczną. Każda redakcja i każdy wydawca ma prawo wydawać osądy i mieć swoje zdanie, oceniać rzeczywistość pod kątem wyznawanym przez siebie wartościom. Każda redakcja ma też prawo stawiać pytania, gdy dostrzega jakieś niepokojące zjawiska w naszym życiu publicznym - podkreśla publicysta „Rz”. - Sęk w tym, że nie bardzo wiem, jakie pytania i jakie niepokoje nurtują autora tekstu i co chciał czytelnikom przekazać poza tym, że sprawa podsłuchów jest bardzo zawiła. Ale to wiedzieliśmy przed publikacją PB. Nie wiem też, czy taka publikacja przyczynia się do rozjaśnienia tego problemu - dodaje.

Redaktor naczelny „Gazety Bankowej” Wojciech Surmacz zauważa, że autor komentarza w „Pulsie Biznesu” krytykuje dwie teorie spiskowe, narzucając jednocześnie własną, która tak naprawdę nie wyklucza tych, krytykowanych przez niego. - Szczerze mówiąc, wolę swoją teorię, opisaną w tygodniku „W Sieci” w artykule pt. „Zawieszony na własnym haku”, która z kolei nie wyklucza teorii Marcina Goralewskiego, ale jest bardziej holistyczna (w telegraficznym skrócie: Sienkiewicz nagrywał, ujawnił Wojtunik - dwa obozy wewnątrz PO) - twierdzi Wojciech Surmacz.

Jego zdaniem, publikacja „House of Cards. Po polsku” nie jest ani elementem kampanii wyborczej, ani częścią walki frakcyjnej wewnątrz Platformy Obywatelskiej. - Marcin Goralewski staje w swoim komentarzu po stronie szeroko rozumianego biznesu, który jest niewątpliwie uwikłany w aferę taśmową. Przy czym (z wiadomych względów) wykazuje nadzwyczajną ostrożność w żonglowaniu nazwiskami i nazwami firm - zauważa Wojciech Surmacz. - Obok Marka Falenty pojawia się (o zgrozo!) Andrzej Klesyk, obok PZU - KGHM. Jeśli autor chciał tym spółkom pomóc, to niestety ale wyświadczył im niedźwiedzią przysługę - ocenia naczelny „Bankowej”.

W opinii Surmacza, w komentarzu Goralewskiego zabrakło nazw firm i nazwisk „nagranych” biznesmenów z pierwszych stron gazet, w tym „Pulsu Biznesu”. - Oczywiście wszyscy możemy się domyślać, że między wierszami Marcin Goralewski mógł też brać w obronę dobre imię dr. Jana Kulczyka, który przecież rozmawiał z szefem NIK i też został solidnie „ochlapany” taśmami. Ale same domysły to za mało, by uznać ten komentarz za w pełni wiarygodny - podkreśla Wojciech Surmacz.

Z kolei Joannie Lichockiej, dziennikarce „Gazety Polskiej” i TV Republika, artykuł w „Pulsie Biznesu” wydaje się dziwaczny. - Mam wrażenie, że autor stoi po jednej ze stron gry, jaka toczy się wokół nagrań polityków, wysokich urzędników oraz zarządzających publicznymi spółkami. Wydaje się, że reprezentuje głos środowiska zagrożonego ujawnieniem kolejnych odsłon afery taśmowej. Dzieje się coś nieobliczalnego, co koniecznie trzeba zatrzymać, a za co odpowiada najpewniej Grzegorz Schetyna - takie przesłanie wynika z tego tekstu. Kreowanie obecnego szefa MSZ na polskiego Franka Underwooda, który toczy skomplikowaną grę nagraniami by odzyskiwać wpływy, zmieniać zarządy spółek a przede wszystkich rozprawić się z ministerstwem skarbu jest jednak moim zdaniem tyleż barwna co naiwnie humorystyczna - ocenia Joanna Lichocka.

Zdaniem Lichockiej, dostęp do nagrań posiada jeszcze kilka osób w kraju i poza granicami. Jako śmieszne uważa zatem wiarę w jedną „czarną postać odgrywającą rolę demiurga na ukrytej pod dywanem arenie walk wewnątrz PO”. - Najmocniej widać w tym tekście intencje obrony ministra i jego zastępców w resorcie skarbu, ale chyba przede wszystkim dotychczasowego prezesa PZU Andrzeja Klesyka. Można mieć wrażenie, że właśnie po to dziś ten tekst został opublikowany - rada nadzorcza PZU miała się zając wyborem nowych władz spółki, a wicenaczelny „Pulsu Biznesu” spodziewał się, że dziś także zostaną opublikowane kolejne nagrania - właśnie te kompromitujące Klesyka - zauważa Lichocka. - Niestety, nie widać w tym tekście intencji poinformowania czytelników jakie kompromitujące sprawy mogą ciążyć na bohaterach nagrań. Jest strach przed ich ujawnieniem w ramach jakiejś mało sprecyzowanej gry - dodaje.

Wojciech Surmacz pracował w redakcji „PB” blisko 10 lat i uważa, że dzienniki takie jak ten powinny angażować się w publiczne debaty o zabarwieniu politycznym, rzucają bowiem zupełnie inne, biznesowe światło na wątki dotyczące np. „afery taśmowej”. - Nieraz robiłem wywiady z kandydatami na prezydentów czy szefami partii podczas kampanii wyborczych. Takie materiały, często zahaczające o tematy związane z działalnością służb specjalnych, pokazują poglądy polityków na biznes, pomagają wyborcom wyrobić sobie pogląd - ocenia naczelny „Gazety Bankowej”.

- W tym kontekście (i nie tylko) nie zgadzam się ze stwierdzeniem Marcina Goralewskiego, że publikacja jego komentarza kłóci się z misją „Pulsu Biznesu”, który nie angażuje się w polityczne wojny w sosie akcji służb specjalnych. Być może Marcin zapomniał już o publikacjach Piotra Nisztora na łamach „Pulsu Biznesu”, ale czytelnicy tego dziennika z pewnością je pamiętają aż nazbyt dobrze - konkluduje Surmacz.

Inne zdanie w tej kwestii ma Joanna Lichocka. - „Puls Biznesu” nie po raz pierwszy zajmuje niejednoznaczne stanowisko w kluczowych dla gospodarki sprawach. Niekiedy wydaje się, że to pismo pozwala na to, by stać się narzędziem lobbingu różnych grup polityczno-biznesowych czy konkretnych potężnych przedsiębiorców. Nie jestem przekonana, że jest to element kampanii wyborczej - raczej są to działania pomimo jej trwania, wymuszone logiką wewnętrznej wojny w obozie władzy - podkreśla dziennikarka.

Przypomnijmy, że w czerwcu ub.r. w związku z upublicznieniem przez „Wprost” nagrań zatrzymany przez ABW został Marek Falenta, główny akcjonariusz spółki SkładyWęgla.pl. Wcześniej aresztowany w związku z podsłuchami polityków został Łukasz N., menedżer w restauracji Sowa i Przyjaciele, w której podsłuchiwano czołowych polityków (więcej na ten temat).

W styczniu br. średnia sprzedaż ogółem „Pulsu Biznesu” wynosiła 10 644 egz. (według danych ZKDP - zobacz wyniki wszystkich dzienników ogólnopolskich).

Dołącz do dyskusji: „Puls Biznesu” artykułem „House of Cards. Po polsku” staje po stronie biznesu uwikłanego w aferę taśmową (opinie)

1 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
papaja
Joanna Lichocka jako autorytet dziennikarski?
odpowiedź