SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

„W niemieckim domu” rozlicza Niemców z ich powojennego milczenia. Recenzja serialu Disney+, który nakręcono w Polsce

Serial „W niemieckim domu” przyjmuje nietypowy punkt widzenia. Inspirowany powieścią Annette Hess o tym samym tytule, opowiada losy młodej Niemki Evy, która jako tłumaczka języka polskiego uczestniczy w drugim procesie oświęcimskim. Jest 1963 rok, a we Frankfurcie nad Menem za chwilę rozpocznie się proces, którego 70 proc. społeczeństwa nie chciało w swoim kraju. Czego po latach dowie się Eva Bruhn?

Pięcioodcinkowy serial Disney+ porusza temat, który nie nadaje się na łatwą konsumpcję i wieczorny relaks. Twórcy powoli wprowadzają widza w najtrudniejsze wątki procesu. Dzięki zbudowaniu mocnej warstwy obyczajowej poznajemy życie Niemców w latach 60. i wraz z bohaterką powoli docieramy do zeznań świadków, a te mrożą krew w żyłach. Twórczyni powieści i serialu mówiła o tym, że jako córka dzieci wojny nauczonych milczenia i niezadawania pytań, sama chce je głośno zadawać i zadość uczynić ofiarom. „W niemieckim domu” stara się odkupić niemieckie winy i nie bagatelizuje sensu procesów oświęcimskich, krytycznie spogląda na wygodnictwo Niemców, usiłujących wieść cywilne życie odcinając się grubą kreską od przeszłości.

Niemiecka cisza

Rodzina Evy jest nieco rubaszna, pozornie zwyczajna, beztroska. Rodzice bohaterki prowadzą restaurację i zajmują się wychowaniem najmłodszego syna Stefana. Siostra Evy pracuje jako pielęgniarka, a sama Eva marzy o zamążpójściu. Pracuje jako tłumaczka, ale nie jest to dla niej szczególnie ważna misja. Dopiero gdy otrzymuje zlecenie tłumaczenia zeznań świadków z polskiego na niemiecki podczas procesu byłych oficerów SS, członków załogi niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, zaczyna dowiadywać się i rozumieć, w jakim kraju żyje, jak widziane jest niemieckie społeczeństwo przez resztę świata i co działo się dwadzieścia lat temu, gdy spędzała przedłużone wakacje u babci.

Zaletą serialu są piękne zdjęcia i kostiumy, które – gdy trafiamy do restauracji rodziców Evy – sprawiają, że prawie czujemy przypalone sznycle, zapach palonych papierosów i nalewanego piwa. W domu Evy furorę robi pierwsza pralka automatyczna, zbliżają się święta, ktoś musi ubrać choinkę, a dziewczyna żyje gdzieś obok, bo w tajemnicy przed wszystkimi jest na swojej ścieżce konfrontacyjnej i poszukuje prawdy o niemieckiej tożsamości. Bardzo jej nie po drodze z mieszczańskim i coraz wygodniejszym życiem rodziny.

W sali sądowej trwają przepychanki, każdy dziennik chce mieć swojego przedstawiciela podczas procesu, żeby zdobyć cenne zeznanie, zrobić to najważniejsze zdjęcie. Co chwila ktoś protestuje, krzyczy z oburzenia albo rozpaczy. Duszna atmosfera, podczas której Niemcy rozliczają Niemców, przytłacza i gdy świadkowie wychodzą z sali, bo przecież nie liczą na sprawiedliwość, nie liczą na nic, chcą być tylko wysłuchani, a czasem po prostu chcą opowiedzieć o swojej rodzinie i świecie, którego już nie ma, reszta pozostaje bez znaczenia.

Bez patosu

Konfrontacje ofiar z zadowolonymi, pewnymi swojego miejsca w życiu społecznym, oprawcami zrealizowane są bez patosu, prostymi środkami, a mimo to robią ogromne wrażenie. Jedną z pamiętnych ról w serialu zawdzięczamy Piotrowi Głowackiemu. Aktor wciela się w postać architekta, który na zawsze już zapamiętał datę 1 września 1943 roku.

Niemieckie społeczeństwo najchętniej zamiotłoby sprawę pod dywan – „Żydzi są sami sobie winni”, „zostawiła tylko wszy”, „nie dbają o higienę”, „po co to rozgrzebywać po latach”, „mój mąż też zginął na wojnie”. W takiej atmosferze trudno usłyszeć prawdę. A mimo to Eva chce się dowiedzieć, dlaczego dotychczas nie miała pojęcia, co to znaczy obóz koncentracyjny i dlaczego z Polski przyjeżdżają ludzie, żeby opowiedzieć o tym, jak ktoś używał gazu, żeby zabić ich rodziny.

Evę zagrała Katharina Stark (aktorka nie rozumie języka polskiego, ale nauczyła się mówić po polsku, co w jej roli było bardzo istotne) i zrobiła to świetnie. Jej bohaterka jest młoda i wesoła, ale cały czas ciąży jej jakiś ciężar, czegoś szuka, nie może zrozumieć, skąd to poczucie braku, niekompletności, jakby brakowało jej kilku puzzli do złożenia całej układanki. Dopiero proces sądowy daje jej okazję, żeby zacząć rozumieć, co się działo podczas wojny, jaki związek ma z tym jej rodziny i co wyparła, o czym nie chciała pamiętać.

Polsko-niemieckie rozliczenia

„W niemieckim domu” na przykładzie Evy pokazuje, że ktoś musi wziąć odpowiedzialność za grzechy wcześniejszych pokoleń. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że rodzice przekazali bohaterce traumę generacyjną, umywając ręce od swoich win. Pomiędzy grzęznącymi w gardle niedzielnymi obiadami, zaręczynami, rozmowami o codziennym życiu, w dziewczynie rośnie przekonanie, że musi zmierzyć się z czymś ogromnym, dużo większym niż jej własne życie. Nagle wszystko wydaje się jej miałkie, banalne. Jak miałoby być inaczej, skoro codziennie wysłuchuje relacji ludzi, dla których życie skończyło się ze śmiercią ich bliskich.

Poznajemy nie tylko perspektywę Evy, ale i byłych oficerów SS, nie wszyscy są tacy sami, każdy z nich inaczej buduje swoje zaprzeczenie i wypiera winy na różne sposoby. Niemcy widziane oczami rodzin oprawców to kraj pełen uprzedzeń, plotek, niechęci wobec cudzoziemców i wszelkiej odmienności. Toczący się proces powoduje wewnętrzne tarcia w społeczeństwie, bo przecież nikt nie chce nosić piętna sprawcy. W kotłujących się emocjach, strachu pomieszanym z nadzieją na sprawiedliwość, poczuciem osamotnienia i odrzucenia, każdy szuka własnego koła ratunkowego.

Dobrą decyzją było zaangażowanie aktorów polskich i niemieckich, nakręcenie serialu w polskich miastach, jak Zabrze, Kraków, Katowice, co dodaje produkcji realizmu i wiarygodności. Odtworzenie realiów lat 60. sprawia, że warstwa obyczajowa, czyli wizyty w nocnych klubach, barach, odciążają co jakiś czas główną oś narracyjną i dają widzowi oddech. „W niemieckim domu” to ciekawa, udana propozycja od Disney+, która zdecydowanie wyróżnia się trudnym tematem, ale i solidną realizacją. Warto spróbować zmierzyć się z jednym z najcięższych gatunkowo tegorocznych seriali.

Serial „W niemieckim domu” dostępny jest na platformie Disney+.

Dołącz do dyskusji: „W niemieckim domu” rozlicza Niemców z ich powojennego milczenia. Recenzja serialu Disney+, który nakręcono w Polsce

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl