SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Agata Młynarska: nic nie jest w stanie wynagrodzić zawiedzionych nadziei dzieci

Jurorzy programu „Mali Giganci” w swoich opiniach wyrażają jedynie emocje, co sprawia, że ich sądy są bardzo subiektywne. Trudno to zrozumieć dzieciom, które u cioci na imieninach były w centrum zainteresowania, a tu nagle juror mówi, że „to nie jego bajka” - ocenia Agata Młynarska, dziennikarka i prowadząca „Świat się kręci” w TVP1.

W programie „Mali Giganci” obowiązują niejasne kryteria, wedle których dzieci przechodzą do kolejnego etapu. Dzieci mają wyostrzone poczucie sprawiedliwości i muszą wiedzieć jakie są kryteria oceny. Komentarze jurorów odwołujące się do abstrakcyjnego poczucia humoru nie są zrozumiałe dla maluchów. Niektóre potrafią się w tym odnaleźć, inne są kompletnie zagubione. Producenci z pewnością przedstawiają rodzicom i dzieciom zasady programu, uczestnicy podpisują umowy, nagrania odbywają się pod okiem dyżurnego psychologa, ale i tak wiara, że się uda, jest ogromna. Nic nie jest w stanie wynagrodzić zawiedzionych nadziei. A już z pewnością kubełek z popcornem.

Nad rozkosznością dzieci wielokrotnie pochylali się już twórcy programów telewizyjnych, takich jak „Od przedszkola do Opola” czy „Duże dzieci”. Ale w „Małych Gigantach” te rozkoszne maluchy są wystawione przez dorosłych na prawdziwą batalię. Bo chociaż wszystko odbywa się w atmosferze zabawy i śmiechu, to jednak dzieci rywalizują na serio. Dają z siebie wszystko i liczą na to, że przejdą dalej. Jurorzy w swoich opiniach wyrażają jedynie emocje, co sprawia, że ich sądy są bardzo subiektywne. Trudno to zrozumieć szkrabom, które myślą, że są najlepsze. Wszak zawsze wzbudzały euforię rodziny; u cioci na imieninach były w centrum zainteresowania, a tu nagle juror mówi, że „to nie jego bajka”.

Program TVN jest sprytnie zmontowany tak, że uwaga widza skupia się na wygranym. Ale przez sekundę widzimy jednak także dziecko, które nie przechodzi dalej. W tym formacie dzieci, które odpadają, nie mają zaproponowanej żadnej alternatywy, czegoś co byłoby przeciwwagą dla wygranego. Zbyszek, którego mam cały czas przed oczami, zszedł ze spuszczonym nosem ze sceny. Nie pocieszyły go słowa Filipa Chajzera, który też czuł niezręczność sytuacji i w przypływie współczucia powiedział, że zainstaluje sobie piosenkę chłopca jako dzwonek w telefonie. Zbyszek ze spuszczonym wzrokiem wrócił do Taty i wtulił się w niego jak kotek. W montażu to sekunda, a w życiu zapewne cała wieczność smutku i wielki zawód.

Rodzice nie do końca zdają sobie sprawę z tego, co znaczy zderzenie z rzeczywistością telewizyjną jaką jest udział w tego typu programach. Wielu rodziców marzy o karierze dla swoich dzieci nie mając pojęcia, czym to pachnie. Producenci, decydując się na takie show z udziałem maluszków, zabezpieczają się umowami, obecnością psychologa na planie i powtarzają jak mantrę, że to tylko zabawa i przygoda. Tyle tylko, że dzieci tego tak nie rozumieją, a echa niepowodzeń mogą się odzywać jeszcze wiele lat po programie. Zwłaszcza, gdy kryteria oceny są niejasne.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że tego typu programy obarczone są ogromnym ryzykiem i najczęściej, niestety, robią dzieciom wodę z mózgu. Więcej z nich szkody, niż pożytku. Pożytek jeśli jest, to chwilowy, głównie dla widzów, którzy bezrefleksyjnie biją brawo przed telewizorem, myśląc sobie: jaki rozkoszny malec. No i rzecz jasna pożytek ma też stacja, która na tym świetnie zarabia.

Próba przeniesienia świata dorosłych do świata dzieci może skończyć się wielkim nieszczęściem. Nie można tych światów mieszać. Tak, jak seks czy alkohol nie są dla dzieci tylko dla dorosłych, tak show- biznes ze swoimi brutalnymi zasadami również jest zabawą raczej dla dorosłych. Jeśli mają się w nim pojawić dzieci, to na określonych zasadach i pod szczególna ochroną.

Jestem entuzjastką utalentowanych dzieci, które występują na scenie. We Włoszech w Rai Uno  istnieje fantastyczny program, bijący rekordy popularności, emitowany na żywo, z udziałem dzieci - „Ti Lascio Una Canzone”. Dzieci rywalizują, ale nie ma przegranych. Widzowie wybierają piosenkę - wykonawcy są równorzędni. Reguły są czytelne, emocje ogromne, ale nikt nie przeżywa frustracji, że odpadnie. W izraelskej firmie Keshet tv powstał fantastyczny format z udziałem utalentowanych muzycznie dzieci - „Maestro”. Młodzież uczy się w specjalnej szkole, każde pod okiem mistrzów, a widzowie i jury, w wielkim show na żywo, co tydzień, obserwują ich postępy.

Prowadziłam teleturniej „Eureko - ja to wiem” z udziałem wybitnej młodzieży. Kryteria były przejrzyste, uczestnikami byli gimnazjaliści. Wszyscy uczestnicy wiedzieli na co się decydują, a i tak nie obyło się bez łez, przykrych sytuacji i zawiedzionych oczekiwań niektórych uczestników. Dlatego z doświadczenia wiem jaki jest „koszt” takiego programu, co kryje się pod warstwą blichtru, śmiechu i oklasków.


Agata Młynarska - dziennikarka i producent kreatywny, w TVP1 prowadzi program codzienny „Świat się kręci”. Była prowadzącą programów z udziałem dzieci „Dzień kangura” i „Eureko - ja to wiem”, emitowanych w Polsacie

Dołącz do dyskusji: Agata Młynarska: nic nie jest w stanie wynagrodzić zawiedzionych nadziei dzieci

9 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
xxx
Mówi to baba która w jednym z programów TVP odesłała do domu tysiące dzieci.
0 0
odpowiedź
User
yyy
I dlatego jest wiarygodna. Przeczytaj jeszcze raz ostatni akapit.
0 0
odpowiedź
User
on
no tak jeśli by to puszczała publiczna ,zapewne wyrażała by inną opinie jaki to świetny program...
0 0
odpowiedź