SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Małe serwisy bez obowiązku filtrowania treści? „Wyjątki wskazują na wątpliwości”

W Unii Europejskiej trwa impas związany z wprowadzeniem nowego prawa autorskiego, w tym artykułu 13 przewidującego obowiązek filtrowania treści przez wydawców internetowych. Teraz pojawiła się propozycja, by aktywnej selekcji nie musiały prowadzić serwisy internetowe mające mniej niż 5 mln użytkowników. - Rozwiązanie przewidujące wyjątki wskazuje, że rodzą się wątpliwości co do całej dyrektywy, a jej przygotowanie powierzono osobom nie rozumiejącym jakie będą efekty wdrożenia przepisów - oceniają dla Wirtualnemedia.pl wydawcy i eksperci rynku prasowego.

Dyrektywa ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym ma zmienić przepisy w zakresie praw autorskich, żeby dostosować je do obecnego poziomu rozwoju technologicznego mediów, zwłaszcza w internecie. Jej projekt jesienią 2016 r. przedstawiła Komisja Europejska.

W dyskusjach nad dyrektywą najwięcej uwagi poświęca się dwóm przepisom: art. 11 i art. 13. Ten pierwszy ma wprowadzić dodatkowe prawo pokrewne dla wydawców oraz licencjonowanie treści (nieobejmujące cytowania pojedynczych słów z innej publikacji), co może mocno zmienić model biznesowy większości agregatorów treści i aplikacji informacyjnych. Z kolei artykuł 13 mówi o monitorowaniu treści oraz odpowiedzialności prawnej dostawców usług internetowych za treści zamieszczane przez ich użytkowników.

Mniejsze serwisy bez filtrowania

W styczniu br. państwa członkowskie kolejny raz nie osiągnęły na forum Rady UE porozumienia co do projektu dyrektywy. Przeciw zagłosowało 11 państw członkowskich, m.in. Polska, która ustami swoich europosłów obawia się m.in. wprowadzeniu prewencyjnej cenzury w sieci.

Teraz, na progu kolejnego etapu negocjacji pojawiła się nowa propozycja dotycząca art. 13 sformułowana przez Niemcy. Przewiduje ona, że z obowiązku aktywnego filtrowania treści pod kątem przestrzegania praw autorskich zostaną wyłączone mniejsze serwisy internetowe. Szczegóły dotyczące tego rozwiązania przybliża w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Marek Frąckowiak, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy.

- W przyjętej przez Radę Europejską propozycji przewiduje się zwolnienie z obowiązku filtrowania treści dostawców, którzy spełniają 2 warunki - obroty poniżej 10 mln euro rocznie oraz mniej niż 3 lata na rynku UE – tłumaczy Marek Frąckowiak. - Dodatkowo proponuje się, by w przypadku dostawców, których liczba indywidualnych użytkowników nie przekracza 5 milionów miesięcznie (liczone na podstawie ostatniego roku kalendarzowego) powinni oni wykazać, iż wykonali najlepsze działania, by uniknąć zamieszczania na portalu utworów, co do których posiadacze praw dostarczyli odpowiednie informacje.

Jak zaznacza Frąckowiak dodatkowo - w przypadku, gdy licencja nie została udzielona (tym, którzy z powyższych wyłączeń nie mogą korzystać), to platforma też będzie zwolniona z odpowiedzialności jeśli spełni kumulatywnie 3 warunki określone w art. 13(4).

W praktyce propozycja będzie oznaczała, że serwisy internetowe posiadające mniej niż 5 mln odbiorców zostaną zwolnione z obowiązku aktywnego monitorowania i filtrowania treści, będą musiały natomiast reagować na ewentualne doniesienia o naruszeniu praw autorskich.

Rysy na dyrektywie

Obecnie w UE ma rozpocząć się kolejny etap dyskusji nad dyrektywą o prawie autorskim, także z uwzględnieniem propozycji związanych z art. 13 przedstawionych przez stronę niemiecką. W rozmowach z nami branża nie jest zgodna w ocenie skutków takiego rozwiązania.  

- Takie propozycje znacznie zmniejszają odpowiedzialność platform przewidzianą wcześniej w projekcie dyrektywy w wersji przyjętej przez PE 12 września 2018 r. - przyznaje Marek Frąckowiak. - Od początku byliśmy jednak za ochroną praw wydawców i twórców-dziennikarzy, przede wszystkim przed działaniami wielkich, globalnych koncernów internetowych. Byliśmy i jesteśmy także za ochroną użytkowników internetu – w obu tych zakresach ww. zmiany niczego zasadniczo nie zmieniają. W tym kontekście ważniejsze jest doprecyzowanie i dodanie zdania drugiego w art. 13(5): „Users shall be allowed to upload and make available content generated by themselves or by other users and which includes parts of existing protected works and subject matter for the purposes of quotations, critsism, review, caricature, parody or pastiche".  Przy czym zaznaczyć należy, iż wynika to już z regulacji dyrektywy 2001/29/WE, której proponowany projekt nie narusza. Jest to tylko zatem dodatkowe doprecyzowanie. Użytkownicy są bezpieczni i mogą nadal robić to, co dotychczas. Propozycja będzie teraz przedmiotem rozmów z PE, na ostatnie brzmienie przepisów należy zatem poczekać – zaznacza Frąckowiak.

Dyrektor generalny IWP nie ma wątpliwości, że w konsultowanej dyrektywie najważniejsze jest zapewnienie praw wydawców.

- Kluczową dla wydawców prasy i dziennikarzy kwestią jest wprowadzenie prawa pokrewnego, a zatem przyjęcie art. 11 projektu dyrektywy. Chodzi wszak o przyznanie wydawcom i dziennikarzom praw do rekompensaty za komercyjne wykorzystanie ich treści. Praw, które w projekcie dyrektywy i tak są już mocno okrojone w stosunku do tego, czym od lat dysponują już inni producenci treści – ocenia Frąckowiak.

Nieco bardziej zdecydowane zdanie w kwestii nowych propozycji dotyczących art. 13 oraz całej dyrektywy ma Michał Białek, członek zarządu Wykop.pl.

- Pojawienie się wyjątków w dyrektywie wskazuje, że rodzą się coraz większe wątpliwości co do słuszności całego podejścia – ocenia Michał Białek. - Niestety owe wyjątki obejmą ledwie kilka procent serwisów. Nie ochronią zwykłego Kowalskiego, który prowadzi swojego bloga dłużej niż 3 lata. Ponadto pojawia się kolejna nieostrość - w jaki sposób będą liczeni użytkownicy serwisu? Znamy przykłady, w których Google Analytics wskazuje 10 mln użytkowników portalu miesięcznie, a Megapanel ledwie 5,3 mln realnych użytkowników. Jak liczyć użytkowników korzystających z aplikacji mobilnych?

Podsumowując nasz rozmówca ma cały czas wrażenie, że dyrektywa jest przygotowywana przez osoby nie do końca rozumiejące praktyczne kwestie jej wdrożenia.

- A kolejne jej implikacje dają więcej pytań niż odpowiedzi. W interesie każdego z nas jest ochrona praw autorskich, ale staram się cały czas podkreślać - zróbmy to mądrze, aby zbudować zasady, które będą je rzeczywiście chronić – apeluje Białek.

Wydawcy stracą 45 proc. ruchu

Jednym z największych sceptyków w ocenie skutków planowanej dyrektywy europejskiej jest koncern Google. Firma przestrzegała niedawno przed wprowadzeniem nowego prawa autorskiego prezentując okrojone wyniki w swojej wyszukiwarce. Pojawiły się też prognozy, że po wejściu w życie przepisów w planowanym kształcie z krajów unijnych może zniknąć platforma Google News.

Google nie odpowiedział szczegółowo na nasze pytania dotyczące ewentualnych zmian w brzmieniu art. 13 dyrektywy. Niedawno jednak we wpisie na firmowym blogu sprawę tego przepisu poruszył Kent Walker, wiceprezes Google.

- Zacznijmy od artykułu 13. Proponowana przez Parlament wersja dyrektywy spowoduje, że to podmioty udostępniające usługi internetowe będą bezpośrednio odpowiedzialne za naruszenie praw autorskich w ramach treści, które użytkownicy udostępniają na tych platformach – zaznacza Kent Walker. - Jesteśmy przekonani, że projekt przepisów nie jest dobrze wyważony i w obecnej postaci może zaszkodzić rozwijającej się branży kreatywnej, w tym społeczności twórców YouTube.

Wiceprezes Google jest zdania że firmy, które działają racjonalnie pomagając posiadaczom praw autorskich identyfikować i kontrolować korzystanie z ich treści nie powinny być pociągane do odpowiedzialności za treści przesyłane przez użytkownika ich usług - w taki sam sposób jak operator telefoniczny nie ponosi odpowiedzialności za treść rozmów.

- Zobowiązaliśmy się do ochrony treści objętych prawem autorskim, jednak w tym procesie potrzebna jest współpraca ze strony posiadaczy tych praw – ocenia Walker. - Ostateczny tekst dyrektywy powinien jasno stwierdzać, że posiadacze praw muszą udostępniać pliki referencyjne treści oraz informacje o naruszeniu praw autorskich wraz z danymi (takimi jak adresy URL) aby pozwolić platformom internetowym identyfikować i usuwać treści naruszające te prawa.

Menedżer Google odnosi się też do kontrowersyjnego art. 11, który jego zdaniem nie przyniesie korzyści ani wydawcom, ani użytkownikom internetu.

- Podkreślamy nasze zobowiązanie do wspierania wysokiej jakości dziennikarstwa. Jednakże jak pokazuje tocząca się debata, rola i wartość nagłówków oraz snippetów (czyli bardzo krótkiego podglądu treści znajdujących się pod linkiem) jest dla wielu jej uczestników niezrozumiała – ocenia Walker. - Skrócenie tych podsumowań do zaledwie kilku pojedynczych słów albo krótkich wycinków docelowego artykułu utrudni konsumentowi określenie czy jest to treść której poszukuje. Skutkiem tego będzie też zmniejszenie ogólnego ruchu do stron wydawców.

Wiceszef Google odwołuje się do eksperymentu, który niedawno odbył się w Unii Europejskiej i miał na celu sprawdzenie jaki wpływ na wielkość ruchu na stronach wydawców będzie miało wprowadzenie zapisów art. 11 jeśli możliwe będzie pokazywanie tylko adresów URL oraz krótkich fragmentów nagłówków, bez jakichkolwiek poglądowych zdjęć. We wszystkich wersjach eksperymentu strony wydawców zanotowały znaczący spadek ruchu.

- Nawet w okrojonej wersji eksperymentu - gdzie pokazywany był tytuł publikacji, URL i miniatury filmów - zaobserwowano 45-procentowe zmniejszenie ruchu – ujawnia Walker. - Co więcej eksperyment pokazał, że przy takiej prezentacji treści wielu użytkowników skierowało się na strony niezawierające treści newsowych, media społecznościowe i platformy wideo. To kolejna niezamierzona konsekwencja przepisów, których celem ma być wspieranie wysokiej jakości dziennikarstwa. Liczba wyszukiwań w Google nawet dodatkowo wzrosła, gdy użytkownicy szukali alternatywnych sposobów dotarcia do informacji.

Według Walkera istnieje lepsze rozwiązanie. Zamiast ogólnej reguły zakazującej używania nawet „pojedynczych słów" lub „bardzo krótkich fragmentów" bez stosownej umowy licencyjnej, art. 11 powinien zezwalać na dzielenie się podstawowymi faktami i korzystanie z tradycyjnych ograniczonych snippetów (albo tekstowych albo innych form wizualnego podglądu treści np. miniatur zdjęć) - prezentując wyniki wyszukiwania w zawierający odpowiedni kontekst sposób.

- Razem z gwarancją, że wydawcy zachowają swobodę w decydowaniu o przyznaniu bezpłatnych licencji na swoje treści, dalsze korzystanie ze snippetów zachęci internautów do klikania w linki prowadzące do stron wydawców – przewiduje Walker. - Założenie, że dostawcy usług online będą w stanie podpisać komercyjne umowy licencyjne z każdym wydawcą jest nierealistyczne. Jeśli wykupiona licencja - a nie jakość treści - będzie decydować o tym, które nagłówki są wyświetlane odbiorcom, w rezultacie będzie to sytuacja zła tak dla internautów, jak i dla mniejszych oraz nowych wydawców – zaznacza wiceprezes Google.

Dołącz do dyskusji: Małe serwisy bez obowiązku filtrowania treści? „Wyjątki wskazują na wątpliwości”

7 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Trochę ich znam
Warto jednak pamiętać kto z reprezentujących Polskę posłów w PE był za przyjeciem tej dyrektywy, warto pamiętać.
odpowiedź
User
Marcin
To nic innego jak cenzura a UE zapłaci za to tym,że w majowych wyborach wygrają populiści.
odpowiedź
User
Wojtek
Branża chce żeby internet był nową telewizją...góra kilku wielkich graczy, rynek podzielony między nich, pełna kontrola treści, tego kto, co i jak publikuje, przekazuje, pokazuje, komentuje.
odpowiedź